Michał Żyro na murawie w Pruszkowie zameldował się po przerwie i swoim golem dał impuls drużynie do walki o pełną pulą. Tak też się stało, a Biała Gwiazda wróciła pod Wawel z ważny zwycięstwem nad Zniczem 3:2.
„Na pewno zmiany w przerwie są po to, żeby odmienić oblicze meczu, jeśli nie idzie. Mnie udało się zrobić to, po co wszedłem na boisko, czyli zdobyłem bramkę. To rzeczywiście nas ożywiło, chcieliśmy strzelać kolejne bramki i to nam się też udało” – zaczął napastnik.
Nie bez znaczenia były precyzyjne wrzutki Davida Junki, które otworzyły drogę do bramki rywala. „Tak, ale również liczyła się zmiana ustawienia. Patrzyłem na to z boku i uważam, że w pierwszej połowie nie byliśmy najlepiej ustawieni. Za mało nas było w ofensywie. Po przerwie David zaczął grać praktycznie jako skrzydłowy. Dzięki temu, że on grał wyżej, robiliśmy przewagą na boku i to przynosiło efekt” – kontynuował.
Na pytanie, czy jest w stanie wyjaśnić, co się działa z Wisłą Kraków w pierwszej połowie, odpowiedział: „Nie było mnie na boisku i trochę nie wypada mi oceniać tej pierwszej połowy choćby z szacunku do kolegów. Powiem tyle, że po remisie w Płocku wiedzieliśmy, że ze Zniczem po prostu musimy wygrać. Przez cały tydzień narracja do momentu wyjścia z szatni była taka sama, czyli powtarzaliśmy sobie, że przyjechaliśmy do Pruszkowa zwyciężyć i nie stracić też gola. Bo też tylko z Miedzią Legnica zagraliśmy na zero z tyłu, więc chcieliśmy to zmienić. Już w Płocku mówiliśmy sobie, żeby nie stracić gola, bo graliśmy z drużyną, która jest z nami równo w tabeli i również straciliśmy tam bramkę, a w Pruszkowie już nawet dwie. To nie zależy zatem od treningu, bo przecież nad tym pracujemy. Nie od trenera, bo przecież nas na to wszystko uczula. Zależy to zatem przede wszystkim od nas samych. Popełniamy błędy indywidualne i kończy się tak, że rywal dwa razy kopnął w kierunku bramki i miał 2:0. Nie ma racjonalnego wytłumaczenia tego w jeden sposób. Moim zdaniem chodzi o indywidualne zachowania, które trzeba jak najszybciej zmienić. Pracujemy pod to, żeby nie tracić bramek, a jak je traciliśmy za łatwo, tak tracimy. Dobrze choć tyle, że dzięki naszym umiejętnościom udaje nam się te mecze odwracać, wygrywać, bo to przecież nie jest taki pierwszy przypadek”.
Żyrko zdaje sobie sprawę, że Wiślacy w następnych spotkaniach po prostu muszą punktować, aby myśleć o celu, jakim jest awans. „Wiemy, jaka jest sytuacja w tabeli. Na razie trzeba patrzeć na wtorek, na mecz z Resovią. Tu już nawet nie pomoże nam trener, tylko każdy musi wymagać od siebie. Róbmy to tak, jak w drugiej połowie meczu ze Zniczem, wrzucajmy wiele razy piłek w pole karne, a będą sytuacje. To są takie rzeczy, których brakowało nam na przykład w Głogowie. Trzeba robić cały czas w tym polu karnym zamęt. To jest w tej lidze klucz do wygrywania” – zakończył.