Rozmowa z byłym zawodnikiem Wisły.
Nie mogę nie zacząć tej rozmowy inaczej niż od pytania o Pańskie zdrowie. Jak się Pan czuje i jak mija Panu ten czas?
Czuję się bardzo dobrze. Przeniosłem pracę do domu, czyli de facto dalej można powiedzieć, że funkcjonujemy w pracy, z tą różnicą, że nie jesteśmy w biurze. Każdy pracuje mobilnie, a ja na razie nie narzekam.
Śledzi Pan regularnie rozgrywki najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce?
Oczywiście, że śledzę, jednak od pewnego czasu to niestety nie ma czego śledzić. Obserwuję to, czy rozgrywki ruszą i przede wszystkim kiedy. Oby jak najszybciej.
Jakby Pan ocenił obecną formę Wiślaków?
W ostatnim czasie naprawdę fajnie to wyglądało. W momencie, kiedy rozpoczęliśmy nową rundę, zaczęliśmy zbierać punkty. Jeśli chodzi o sytuację Wisły, to jestem spokojny o to, że bez problemu się utrzyma.
Wracając do Pana. W Wiśle Kraków występował Pan łącznie przez 12 sezonów. Który z meczów rozegranych w barwach Białej Gwiazdy wspomina Pan najlepiej?
Były dwa takie mecze, oba w europejskich rozgrywkach, bowiem starcia pucharowe dawały nam szansę na to, by się wybić i pokazać w Europie. To były spotkania z Parmą i Trabzonsporem. Z tureckim klubem z tego względu, że strzeliłem trzy bramki u siebie, natomiast z Parmą z tego powodu, że włoski klub był naszpikowany klasowymi zawodnikami, którzy później grali w reprezentacjach, a ponadto wygrali cały turniej. Myślę, że te dwa mecze są dla mnie najlepsze.
W sezonie 1998/1999 został Pan królem strzelców Pucharu UEFA, mimo że najczęściej występował Pan w linii pomocy. To bardzo duże osiągnięcie.
Cały czas występowałem w formacji pomocy, grając jako ofensywny pomocnik. Do tego wyróżnienia przyczynił się mecz z Trabzonem, w którym strzeliłem trzy bramki, które dały możliwość zdobycia przez nas punktów.
75 bramek strzelonych w 348 spotkaniach podczas swojej przygody z krakowską Wisłą to jak na piłkarza grającego w drugiej linii naprawdę dobry wynik...
Cieszę się, ale zdarzały się także mecze, w których grałem na stoperze. Na przykład w 1994 roku, kiedy spadaliśmy z ligi.
Gdyby miał Pan podsumować swoją karierę w Wiśle Kraków, to z czego byłby Pan najbardziej zadowolony, a co Pana zdaniem nie do końca się udało?
Jestem zadowolony przede wszystkim z tego, że przez te dwanaście lat byłem podstawowym zawodnikiem. Byłem także kapitanem, przedstawicielem drużyny. A co się nie udało? Myślę, że końcówka, z tego względu, że przypadkowe wejście na Widzewie, można powiedzieć, że skończyło moją przygodę z piłką nożną, z graniem na wyższym poziomie. Mając 30 kilka lat trudno jest wrócić do formy po złamaniu.
Po zakończeniu piłkarskiej kariery pozostał Pan przy sporcie, trenując różne kluby – w tym Wisłę Kraków. Gdyby miał Pan wybrać, to gdzie czuje się Pan lepiej – na ławce trenerskiej czy na boisku?
Myślę, że jednak na boisku. Z tego względu, że na murawie decydowałeś sam za siebie. Jako trener trzeba dużą uwagę skupić na tym, by każdego przeczytać, o każdego zadbać, a to nie zawsze wychodzi dobrze. Jako zawodnik jest na pewno mniej stresu.
Miał Pan możliwość trenowania zarówno seniorów, jak i zawodników np. w Młodej Ekstraklasie. Z którą grupą pracuje się Panu lepiej – z młodymi czy z doświadczonymi piłkarzami?
Każdy etap ma swoje dobre i złe chwile. Dobre momenty były z obiema grupami, tak, jak np. wtedy, gdy wygrywaliśmy z chłopakami Młodą Ekstraklasę. Potem wielu tych zawodników zaczęło grać na wyższym poziomie. To jest duży plus pracy z młodzieżą – można obserwować ich rozwój i to, w jaki sposób pną się w górę.