Rozmowa z byłym pomocnikiem Białej Gwiazdy.
Rozgrzewkowe pytanie. Co słychać u Pana? Jak mija Panu ten specyficzny okres?
Wszystko pod kontrolą. Jak większość Polaków stosujemy się do zaleceń, które obowiązują w naszym kraju. Mamy to szczęście, że akurat mieszkamy z rodziną w domu jednorodzinnym i mamy kawałek ogródka. Wiem, że obecna sytuacja jest zdecydowanie bardziej przykra dla ludzi, którzy muszą spędzać ten czas w czterech kątach.
Ja jestem typem domatora. Ale oczywiście taka sytuacja w dłuższej perspektywie nikomu nie wyjdzie na dobre. Jest jednak tak, jak jest. Planowałem właśnie jechać do sklepu, ale chyba zostanę w samochodzie, bo kolejki są na razie niemiłosiernie długie.
Piłka idzie w ruch podczas rekreacji w ogrodzie?
Dzieci grają w piłkę, więc jeśli już, to zagram z nimi. Jeśli chodzi o mnie, jako byłego sportowca, to nie jestem jednym z tych, którzy nadają sobie reżim fizyczny i treningowy. Wcześniej być może tak było, ale aktualnie nie. Choć myślę nad tym, żeby do tego wrócić.
Jak się czuje Pan w roli dziennikarza telewizyjnego?
To już jest mój piąty rok. Mój punkt widzenia zmienia się z powodu wieku. Mam już 43 lata i nawet nie wiem, kiedy minęło tych kilka lat w roli reportera. Miałem okazję uczestniczyć w ten sposób w finałach Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Miałem możliwość współpracować przy Mundialu czy Euro. Kilka naprawdę fajnych imprez już jako pracownik telewizji przeżyłem. Bardzo się cieszę i zawsze będę wdzięczny Andrzejowi Twarowskiemu oraz Tomaszowi Smokowskiemu za szansę, którą otrzymałem. To było miękkie lądowanie po zakończeniu kariery piłkarskiej. Być może bardziej bym przeżył zawieszenie butów na kołku, ale cały czas byłem na stadionach, spotykałem się z ludźmi grającymi w piłkę. Sama praca mi się bardzo podoba. Wierzę, że ta przygoda dalej będzie trwała. Trudno jednak przewidzieć, jak Polska będzie wyglądać po tej pandemii.
Miał już Pan wcześniej plan, aby po zakończeniu kariery zostać ekspertem telewizyjnym?
W 2013 roku wcale nie planowałem kończyć kariery. Dostałem zapewnienie od prezesa Bednarza i trenera Kulawika, że zostanie ze mną przedłużona umowa. Przed ostatnim meczem sezonu dalej byłem tego pewien. Przyszedł jednak inny szkoleniowiec i szybko przekreślił moje plany. Musiałem myśleć, jak zabezpieczyć przyszłość. Dla mnie liczyła się tylko Wisła i po moim półrocznym pobycie chciałem zostać i grać jeszcze dłużej. Zdarzyło się jednak, tak, a nie inaczej. Nie widziałem sensu grania w innym klubie niż w Polsce. Jeżeli nie mogłem grać w Wiśle, to nie chciałem grać nigdzie indziej.
Jakie jest Pana najmilsze wspomnienie związane z Białą Gwiazdą?
Życie składa się z sukcesów i porażek. Nie tylko sportowe, ale też prywatne. Jednak tych miłych wspomnień było zdecydowanie więcej. Teraz zdarzają mi się bardzo miłe historie. Ludzie pamiętają o tym, że grałem nieźle w piłkę. I co milsze, mówią jakim fajnym gościem jestem. To cały czas się dzieje. Moja gra była dobra dlatego, że miałem świetnych zawodników wokół siebie. Stworzyliśmy drużynę, którą ludzie będą wspominać długie lata. I dlatego cieszę się, że ludzie wspominają mnie dobrze jako zawodnika i człowieka.
Któryś mecz w europejskich pucharach był dla Pana wyjątkowy?
Jeżeli bym miał wskazać jeden, to powiedziałbym, że spotkanie z Parmą. To był mecz, który mnie przekonał, że potrafię wygrywać pojedynki z najlepszymi i asystować. A drużynowo pokazał nam, że możemy zwyciężać ze zdecydowanie mocniejszymi rywalami. To spotkanie dało nam przeświadczenie, że ci najlepsi zawodnicy na świecie to też są ludzie. Jak wychodzisz na boisko, to wszystko zaczyna się od 0:0, a reszta jest w twoich nogach, w rękach i w głowie.
Dalej utrzymuje Pan kontakt z kolegami z zespołu?
Z „Baszczem” mieszkamy w jednym mieście, regularnie jeździmy na ryby. Siłą rzeczy się kumplujemy. To samo z Arkiem Głowackim, chociaż nie tak często. Mam coś takiego, że choćbym nie widział tych chłopaków kilka lub kilkanaście lat, to jak się z nimi spotkam, to czuję się, jakbym wczoraj wyszedł z szatni i dziś do niej wrócił. Co prawda wyglądamy inaczej i mamy inne problemy, jednak więzi wiślackie wytrzymają każdą próbę czasu. Myślę, że podobnie mają nawet piłkarze, którzy wcześniej skończyli swoje kariery, jak Rysiek Czerwiec czy Grzegorz Kaliciak.
Dziękuję za rozmowę!