Za nami czwarty dzień obozu.
Poranek był dla piłkarzy niespodzianką. Zawodnicy na tradycyjnej zbiórce dowiedzieli się, że trening przyjmie formę aktywnej regeneracji. Wydawało się, że będzie łatwo i przyjemnie, a było… naprawdę wyczerpująco. Opiekunowie podzieli swoich graczy na dwie grupy, którym przewodzili Jakub Błaszczykowski i Rafał Boguski. Po serii kalambur w trzech kategoriach: sport, zwierzęta i film, które miało wyłonić zespół otrzymujący „pierwszeństwo” w wykonaniu zadań, przyszedł czas na realizację poszczególnych poleceń.
Każda z grup musiała dobiec - w możliwie najszybszym tempie - do wyznaczonych miejsc, którymi były m.in. korty tenisowe, boisko do siatkówki plażowej, boisko do koszykówki czy hotelowe lobby. Tam mierzyli się z zadaniem o charakterze sportowym, a na jednej ze stacji, także zadaniem matematycznym. Po jego wykonaniu otrzymywali kolejną podpowiedź, która kierowała ich do następnego punktu.
Co ciekawe, pojawiły się również czynności poboczne wymagające komunikacji i spostrzegawczości. Jednym z nich była konieczność znalezienia osób zgodnych z opisem w celu zrobienia sobie z nimi zdjęcia i przesłania go do jednego z trenerów. Wygrywała ta drużyna, która otrzymała jak najmniej punktów karnych za błędy oraz mogła pochwalić się lepszym czasem. Co było nagrodą? To już pozostaje obozową tajemnicą.
Powrót na boisko
Po południu Wiślacy przenieśli się na boisko. Tym razem, po dokładnej rozgrzewce w kilku wariantach, skupili się na treningu formacyjnym. Tego typu zajęcia mają pomóc w wypracowaniu nawyków oraz w optymalnym rozmieszczeniu zawodników na murawie w czasie meczu.
Główną część zajęć ponownie odbyła się w dwóch grupach - zawodnicy podzieleni zostali na tych mających realizować zadania ofensywne i defensywne. Trenerzy przygotowali kilka zestawów, powtarzalnych w kilku seriach, ćwiczeń.
Ostatnim punktem był tradycyjny konkurs strzelecki. Nie pierwszy już raz w szranki stanęło kilkoro Wiślaków: Marcin Wasilewski, Paweł Brożek, Vullnet Basha, Jean Carlos da Silva Rocha, Maciej Sadlok, Kamil Wojtkowski, Mateusz Hołownia i prawdziwy snajper oraz objawienie w jednym - Mateusz Lis. Jego przepiękne trafienie z 35. metrów znów wzbudziło podziw kolegów.