TS Wisła Kraków SA

Wiślacy wspominają Franciszka Smudę

1 miesiąc temu | 18.08.2024, 15:37
Wiślacy wspominają Franciszka Smudę

O tym, że Franciszek Smuda to wybitny trener nie trzeba nikogo przekonywać. Złotymi zgłoskami zapisał się w historii polskiego futbolu, zapamiętany zostanie także przy R22, bowiem trzykrotnie prowadził zespół Białej Gwiazdy.

Franciszek Smuda to barwna postać, bardzo lubiana w kręgu nie tylko piłkarskim. Jak wspomina swojego współpracownika Kazimierz Kmiecik? „Franek to nie był tylko mój szef, ale przede wszystkim przyjaciel. Współpracowaliśmy w Wiśle, ale nawet gdy on stąd odchodził, to cały czas pozostawaliśmy w kontakcie. Spotykaliśmy się, dzwoniliśmy do siebie. Dużo rozmawialiśmy o futbolu, życiu, choć przede wszystkim o futbolu, bo to było tak naprawdę dla niego całe życie. Kochał piłkę nożną całym sercem. Jeszcze nie tak dawno widzieliśmy się na kawie. Trudno mi nawet dzisiaj mówić o Franku jako o kimś, kto już od nas odszedł. Za wcześnie, zdecydowanie za wcześnie. Mógł jeszcze tyle dać piłce, młodym piłkarzom…” - mówił legendarny snajper.

Tomasz Frankowski był ważnym ogniwam w talii Franciszka Smudy, gdy Wisła zdobywała Mistrzostwo Polski po 21 latach. „Graliśmy znakomity futbol jak na tamte lata. Trener miał wielką charyzmę, w szatni trzymał porządek. Powtarzał zawodnikom, że trzeba dbać o detale. Jak masz porządek wokół siebie, to później łatwiej jest w treningu, na boisku. Dyscyplina w szatni u Smudy musiała być, ale to był trener, którego praca przynosiła efekty. Często to, czego się dotknął zamieniało się później w złoto” - mówił Frankowski. „Myślę, że obraz Franciszka Smudy w mediach często był nie do końca prawdziwy. Robiono sobie z niego jakieś żarty, przejaskrawiano pewne jego cechy. A to był porządny człowiek i bardzo poukładany. Pedant! Potrafił auto myć co dwa dni. Zawsze był starannie ubrany i miał jeszcze jedną pasję, swój ogród, o który bardzo dbał” - opowiadał.

Paweł Brożek to kolejny napastnik, który miał okazję pokazać się nie tylko w Polsce dzięki Franciszkowi Smudzie. „To trener Smuda dał mi zadebiutować w Wiśle Kraków. To był trener, który wiedział czego chce. Operował prostymi, ale skutecznymi metodami, no i miał dużą charyzmę, posłuch w szatni. Zawodnicy go szanowali, bo Smudzie nie warto było podpadać. Miał jasne zasady i jeśli ktoś ich nie przestrzegał, to miał problem. Choć miał też swoich ulubieńców i takim zawodnikom czasami pozwalał na więcej… Ale też to byli po prostu bardzo dobrzy zawodnicy i odwdzięczali się trenerowi na boisku dobrą grą” - sięgnął pamięcią.

Maciej Żurawski jasno podkreśla, jak ważny był dla niego Franciszek Smuda: „To, że ja w ogóle do Wisły trafiłem, to bardzo duża zasługa trenera Franciszka Smudy, bo to on mnie bardzo chciał i mocno zabiegał, żeby przeprowadzić ten transfer, ale tak się później złożyło, że jak już do Wisły trafiłem, to nie było w niej już trenera i musiałem na niego poczekać do kolejnej jego kadencji” - tłumaczył. „Trener miał posłuch. Na treningach było krótko, ale bardzo intensywnie. Mnie to bardzo odpowiadało, lubiłem takie właśnie zajęcia. To przekładało się później na boisko, bo dobrze przygotowani od strony fizycznej często potrafiliśmy zabiegać rywali, a piłkarzy mieliśmy w drużynie świetnych. Jeśli kogoś lubił, to czasami przymykał oko, ale też miało to swoje granice, których przekroczyć nie mógł u niego nikt. Działało to również w drugą stronę. Jak ktoś mu podpadł, to później mógł na rzęsach stawać, a trener zawsze znalazł coś, co potrafił takiemu zawodnikowi wytknąć” - dodał.

Udostępnij
 
4605984