Wiosenne zmagania rozpoczęły się korzystnie dla Wisły Kraków, która wyszarpała w Rzeszowie trzy punkty, pokonując Stal 2:1. Mimo nerwów i walki do samego końca kapitan Białej Gwiazdy - Alan Uryga - odetchnął z ulgą.
„Okoliczności, warunki, nastawienie przeciwnika, pierwszy mecz - pewnie moglibyśmy próbować wymieniać wiele przyczyn, próbować przynajmniej je znaleźć, ale tak naprawdę nie ma co szukać usprawiedliwień czy wymówek. Taki był ten mecz, jaki był. My też bardziej dostosowaliśmy się do tego, co działo się na boisku, czyli więcej było takiej bezpośredniej piłki, walki niż składnych akcji. Pewnie chcielibyśmy grać w piłkę, chcielibyśmy zawsze dominować, grać krótkimi podaniami i kreować piękne akcje. W tej lidze niestety warunki są jednak, jakie są i czasami takie mecze jak ten ze Stalą będą się zdarzać. Jestem przekonany, że to nie jest ostatni taki mecz w tym sezonie. Sztuką jest natomiast dostosować się do takich warunków. Odpowiedzieć czymś innym niż tylko jeden pomysł na grę. Oczywiście nie jesteśmy zadowoleni ze stylu gry w tym meczu i będziemy pracować nad tym, żebyśmy w kolejnych meczach sami narzucali swój styl rywalom. Prawda jest jednak również taka, że koniec końców po meczu w Rzeszowie dopisujemy trzy punkty. Trochę było nerwów, trochę było emocji, ale w tej lidze liczą się tylko punkty. Bardzo brutalnie przekonaliśmy się o tym w poprzednim sezonie. Za nami pierwszy mecz, a wiadomo jak te mecze czasami wyglądają. Trzeba patrzeć pozytywnie w przyszłość i pracować nad tym, żeby gra była lepsza” - zaczął kapitan Wisły Kraków.
W grze krakowian były jednak niedokładności i błędy, które kosztowały ich sporo - utratę bramki.
„Pewnie straciliśmy tego gola po trosze z braku koncentracji, ale też z tego, że właśnie chcemy mieć taki styl gry, a nie inny. Chcemy grać piłką, a to wiąże się też z nieco większym ryzykiem na swojej połowie, żeby później przedostać się i zrobić przewagą na połowie przeciwnika. Trener uprzedzał nas, że takie rzeczy mogą się zdarzać. Kwestia, jak na to później zareagujemy. Oby takich błędów było jak najmniej, ale to oczywiste, że nie z każdej takiej sytuacji wyjdzie się obronną ręką. Taka jest po prostu czasami cena za grę w piłkę, za próbę budowania akcji krótkimi podaniami na swojej połowie” - dodał.
„Druga połowa była rzeczywiście nieco lepsza w naszym wykonaniu, choć były i takie momenty, gdy miałem wrażenie, że znów zbytnio wdajemy się w gierki Stali - czyli, że przypominało to bardziej grę w dwa ognie. Był taki moment, jakieś 10/15 minut, gdy my atakowaliśmy w 5-6, żeby później tracić prosto piłkę, którą przejmowała Stal i robiła to samo. To było takie bieganie od bramki do bramki, podwórkowa gra. Dlatego mimo, iż druga połowa była lepsza w naszym wykonaniu, to jednak nie ustrzegliśmy się w niej również błędów” - kontynuował.
W końcówce meczu sędzia skorzystał z VAR, dyktując po weryfikacji rzut karny dla rywala.
„Jak zobaczyłem, że sędzia kilka minut czeka na podpowiedź VAR-u na słuchawce, to wiedziałem, że skoro tak się dzieje, to pewnie ten karny będzie. Bo najczęściej w takich sytuacjach sędziowie decyzję z boiska zmieniają. Karny to jednak jeszcze nie gol. Może nie mamy wielkiego procentu obronionych karnych, ale przeciwnik musi jeszcze trafić w bramkę. Tym razem nam się udało. I powiem szczerze, że zaraz po tym zmarnowanym karnym wróciły mi takie myśli, że to właśnie to jest moment, żeby ich za to pokarać. I tak się stało” - analizował.
Dzięki wygranej nad Stalą Wiślacy zanotowali serię trzech wygranych z rzędu.
„To super w takim razie! Nie myślałem o tym, jeśli mam być szczery, bo trochę nas z takiego rytmu wytrąciła zimowa przerwa. Można powiedzieć, że jest trochę tak jak z hat-trickami. Ustrzeliliśmy takiego hat-tricka nieklasycznego, bo przedzielonego zimową przerwą. Trzeba tych serii szukać jak najwięcej. Bez nich nie będzie bezpośredniego awansu. Takie szarpanie, straty punktów co drugi mecz nie wywindują nas tak wysoko, jakbyśmy chcieli” - zaznaczył.
Co ciekawe, wygrana Białej Gwiazdy przyszła po stałym fragmencie gry.
„Tego nam trochę brakowało. Życzylibyśmy sobie więcej konkretów z tych stałych fragmentów gry. Liczę mocno, że odblokujemy się na dobre w tym względzie. Poświęciliśmy na to sporo czasu. Mam nadzieję, że w końcu jakąś bramkę w tej rundzie dołożę. W meczu ze Stalą było więcej sytuacji po tych naszych stałych fragmentach gry. Nawet ta pierwsza bramka rozpoczęła się przecież od naszego autu, zostaliśmy w polu karnym, poszła wrzutka, zamieszanie, padł gol. Wciąż trzeba jednak nad stałymi fragmentami pracować” - dodał.
„Łatwiej nie będzie, ale już wiele razy przekonaliśmy się, że terminarz nie musi mieć aż tak dużego znaczenia dla wyników. Bywa, że mecze z drużynami z czołówki układają się dużo lepiej niż z zespołami notowanymi nieco niżej. Potrafiliśmy nawet jesienią zagrać bardzo dobre mecze z górą tabeli, a przytrafiały się nam z kolei takie spotkania, jak choćby z Podbeskidziem walczącym o utrzymanie, gdy było bardzo słabo. Ja na to, z kim mamy grać i w jakiej kolejności zupełnie bym nie patrzył. Róbmy swoje, pracujmy ciężko każdego dnia i wierzmy, że będziemy regularnie punktować i piąć się w tabeli” - zakończył Alan Uryga.