Czwarta seria gier przyniosła Wiślakom pierwszą porażkę w tym sezonie. Krakowianie zmuszeni byli uznać wyższość GKS-u Tychy, która pokonał Białą Gwiazdę 1:0.
Radosław Sobolewski - Wisła Kraków
„Porażka jest wpisana w nasz zawód i często trzeba ją po prostu zaakceptować, ale mnie jest dzisiaj bardzo ciężko zaakceptować, bo zagraliśmy bardzo, bardzo słaby mecz. To sobie trzeba wprost powiedzieć. Zwłaszcza pierwsza połowa to niesamowicie proste błędy w defensywie i to mnie bardzo mocno poruszyło. Musimy na to na pewno zwrócić uwagę. Mimo że chcieliśmy zagrać niżej, trochę oddać piłkę GKS-owi, żeby zostawało mniej przestrzeni za naszymi plecami, między formacjami, to wyszło zupełnie na odwrót i nasze błędy w odbudowaniu pozycji, w grze defensywnej były porażające. Po przerwie i po zmianach chcieliśmy wrócić do gry, odrobić jednobramkową stratę, ale niewiele nam dzisiaj wychodziło i jest bezapelacyjne zwycięstwo GKS-u" - zaczął.
Od początku sezonu końcówki meczów to fragmenty trudne dla Wiślaków. Z czego to wynika? „Zgadza się, końcówki nie wyglądają tak, jakbyśmy chcieli. Nie chcę mówić, że chłopcy się nie starają. Absolutnie tak nie jest, ale końcówki w naszym wykonaniu są do poprawy. Mimo zmian, mimo świeżej krwi, która wchodzi na boisko, nie jesteśmy w stanie do końca przejąć kontroli nad grą. Dlatego może w końcówkach nie udaje nam się czegoś więcej zrobić" - dodał. „Tak, jak powiedziałem szwankowała głównie nasza gra defensywna. Mieliśmy problem ze wzajemnym asekurowaniem, przesuwaniem, a jeszcze brakowało agresywności. Byliśmy zbyt daleko od przeciwnika. Pozwalaliśmy rywalowi na zbyt wiele i w ten sposób nie mamy prawa grać" - zakończył trener Radosław Sobolewski.
Dariusz Banasik - GKS Tychy
„Myślę, że zacząć trzeba od tego, że takiego meczu się spodziewałem. Cały tydzień przygotowywaliśmy się dosyć mocno, żeby ta inauguracja sezonu u nas była okazała. Wiedzieliśmy, że gramy z przeciwnikiem bardzo mocnym, bardzo medialnym i takim, którego aspiracje są bardzo wysokie. Można powiedzieć tak, że kluczem, do zwycięstwa, do tego wszystkiego było to, że patrzyliśmy na siebie. Tak poprowadziliśmy treningi, tak podeszliśmy do tego meczu, żeby zawodnicy czuli i wiedzieli, że Wisły nie trzeba się bać, że trzeba z Wisłą grać otwarty futbol. Wisłę trzeba naciskać, grać agresywnie, nie można się cofać. Myślę, że przez trzy/czwarte meczu tak to wyglądało. Jestem bardzo zadowolony z pierwszej połowy. Myślę, że ona pokazała po prostu naszą moc. Byliśmy bardzo agresywni, stwarzaliśmy wiele sytuacji. Były dwie nieuznane bramki. Powiedziałem zawodnikom w szatni, że jedna nieuznana bramka, nie podłamujemy się. Druga nieuznana, nie podłamujemy się. Strzelamy trzecią. To świadczy o tym, że my chcemy ten mecz za wszelką cenę wygrać. Druga połowa i jej początek mi się trochę nie podobał. Wisła po trzech zmianach zaryzykowała, otworzyła się bardzo mocno i miała sporo posiadania piłki. Ale za wiele sytuacji sobie nie stworzyła, choć była poprzeczka. Przetrwaliśmy to i wydaje mi się, że znowu po zmianach, gdy wszedł Niewiarowski, Szpakowski, Bieroński, nasza gra się poprawiła i można powiedzieć, że do końca w miarę kontrolowaliśmy przebieg spotkania. Po czterech meczach mamy dwanaście punktów. Cieszymy się z tego, ale piłka uczy pokory. Trzeba patrzeć w przyszłość. Skupiamy się na kolejnym meczu. Gratulacje dla zawodników, sztabu, bo wykonaliśmy kawał roboty. Powiedziałem zawodnikom, że ten mecz to weryfikacja. Jeśli mamy się w tej lidze liczyć, to nie możemy się bać żadnego przeciwnika. To pokazał zespół, jestem z tego bardzo zadowolony. Życzymy sobie również takiej atmosfery na każdym meczu. Szkoda, że nie było kibiców Wisły, ale to wiadomo, że z innych przyczyn. Stadion, wielu kibiców, piękny doping, fajny mecz. O to w tym wszystkim chodzi" - mówił opiekun gospodarzy.