Zwycięzca głosowania TOP3
Jakub Błaszczykowski urodził się 14 grudnia 1985 roku w Truskolasach, miejscowości oddalonej niespełna 30 kilometrów od Częstochowy. Piłka nożna towarzyszyła mu od dzieciństwa, bo już jako młody chłopak mógł obserwować karierę swojego wujka, a zarazem pierwszego piłkarskiego idola - Jerzego Brzęczka. Gdy Kuba miał 7 lat, jego krewny sięgał po srebrny medal igrzysk olimpijskich w Barcelonie, natomiast gdy miał lat 10, Brzęczek zamieniał GKS Katowice na austriacki Tirol Innsbruck. To właśnie on mocno przyczynił się do piłkarskiego rozwoju młodego piłkarza.
Niełatwe początki
Dobre występy zawodnika w Rakowie sprawiły, że zainteresował się nim Górnik Zabrze, do którego ostatecznie trafił. Jak się jednak okazało, w klubie z Roosevelta nie do końca się odnalazł i szybko powrócił w rodzinne strony, podpisując kontrakt z IV-ligowym KS Częstochowa. W nowym zespole Kuba radził sobie na tyle dobrze, że kwestią czasu było, kiedy zacznie budzić zainteresowanie klubów z wyższych lig. W pewnym momencie do zespołu z Częstochowy zgłosiły się GKS Bełchatów oraz Lech Poznań, które wyraziły chęć pozyskania utalentowanego zawodnika. Kluby ostatecznie nie doszły do porozumienia w sprawie kontraktu, a młodzian dalej pozostawał zawodnikiem czwartoligowca, lecz nie na długo...
W wiślackiej rodzinie
Na testy do Białej Gwiazdy trafił 8 lutego 2005 roku. Pierwsze wrażenia były na tyle dobre, że ówczesny trener Werner Liczka postanowił zabrać Kubę na obóz na Cypr, by dokładniej przyjrzeć się jego umiejętnościom. Młody skrzydłowy zdołał przekonać do siebie trenera, a po powrocie do Krakowa podpisał z krakowskim klubem pięcioletni kontrakt.
Urodzony w Truskolasach zawodnik oficjalny debiut w barwach Białej Gwiazdy zanotował 16 marca 2005 roku, kiedy Wisła mierzyła się z Polonią Warszawa w Pucharze Polski. Spotkanie rozpoczął w najlepszy możliwy sposób, bo już w 3. minucie pięknym strzałem z dystansu pokonał Pawła Kieszka. Kwadrans po premierowym golu zanotował pierwszą asystę, zaliczając ostatnie podanie przy bramce Tomasza Kłosa. Kibice zgromadzeni na trybunach docenili waleczną postawę młodego skrzydłowego i zgotowali mu owację na stojąco, głośno skandując jego nazwisko. „Serce podeszło mi do gardła i muszę przyznać, że troszkę się wzruszyłem” – komentował wówczas Jakub Błaszczykowski. Z każdym kolejnym meczem „Błaszczu” nabierał pewności siebie, prezentując przy tym nietuzinkowe umiejętności i stając się jednym z ulubieńców wiślackich trybun. Pierwszy sezon w czerwono-biało-niebieskich barwach zakończył wywalczeniem tytułu mistrza Polski
Czyniący postępy
Kuba szybko stał się jednym z ważniejszych piłkarzy drużyny, która przystępowała do boju o upragnioną Ligę Mistrzów. Na drodze podopiecznych trenera Jerzego Engela los postawił Panathinaikos Ateny. W pierwszym spotkaniu młody Wiślak wystąpił na swojej nienominalnej pozycji, bo na prawej obronie, zastępując kontuzjowanego Marcina Baszczyńskiego. Biała Gwiazda zwyciężyła 3:1, a Błaszczykowski zagrał fantastyczne spotkanie, w trakcie którego jednak doznał poważnego urazu – złamał kość śródstopia. Kontuzja wyeliminowała go z gry na kilka miesięcy, lecz specjalnie nie wpłynęła na jego dobrą dyspozycję po powrocie. Wysoka forma została dostrzeżona przez selekcjonera reprezentacji Polski Pawła Janasa, który powołał utalentowanego zawodnika na marcowe spotkanie z Arabią Saudyjską, podczas którego skrzydłowy zagrał 45 minut, zaliczając swój debiut w biało-czerwonych barwach. W barwach, w których do dnia dzisiejszego uzbierał 108 występów i strzelił 21 bramek, stając się jej wieloletnim kapitanem i kluczowym zawodnikiem.
Sezon 2006/2007 był dla Błaszczykowskiego momentem przełomowym. Swój ogromny talent mógł zaprezentować na tle europejskich przeciwników. Pojedynkami z Blackburn Rovers, AS Nancy i Feyenoordem Rotterdam, potwierdził, że jest gotowy na kolejny krok, którym był zagraniczny transfer. Następnym przystankiem w karierze młodego zawodnika była Borussia Dortmund, do której przeniósł się w lipcu 2007 roku. Pożegnalnym spotkaniem w drużynie Białej Gwiazdy było starcie z ŁKS-em Łódź. Wiślak opuszczając boisko w 72. minucie zaprezentował specjalną koszulkę z napisem: „Jeszcze tu wrócę”. Już wtedy nikt nie wątpił w to, że słowa dotrzyma.
Europejska przygoda
W Dortmundzie szybko stał się kluczowym zawodnikiem, a po objęciu zespołu przez Jürgena Kloppa osiągał z niemieckim klubem nie lada sukcesy. Z zespołem z Zagłębia Ruhry dwukrotnie sięgał po mistrzostwo Niemiec, triumfował w Pucharze Niemiec oraz zdobył dwa Superpuchary. W 2013 roku dotarł wraz z żółto-czarnymi do finału Ligi Mistrzów, gdzie czekał na nich Bayern Monachium. Ostatecznie to Bawarczycy mogli cieszyć się z triumfu w najważniejszym meczu na starym kontynencie, a Kuba nigdy więcej nie stanął przed kolejną okazją na zdobycie tego prestiżowego trofeum. Po niezwykle udanym pobycie w Dortmundzie pomocnik zdecydował się przenieść do włoskiej Fiorentiny. Po pobycie na Półwyspie Apenińskim wrócił do Bundesligi, podpisując kontrakt z VFL Wolfsburg, w którym występował do grudnia 2018 roku.
Historia zatoczyła koło
Jak obiecał, tak uczynił. Wiosną 2019 roku wrócił do klubu, który jest dla niego szczególny i z którym stale się utożsamiał. Powrócił jako żywa legenda Białej Gwiazdy, przejmując kapitańską opaskę. Już w swoim pierwszym po powrocie meczu domowym zdobył zwycięską bramkę na wagę trzech punktów. Swoimi trafieniami ucieszył również fanów w spotkaniach z Cracovią i Legią Warszawa, przyczyniając się do zwycięstw i pisząc nową, piękną kartę w historii Białej Gwiazdy.