Wspominamy wiślackie momenty
Sezon 1977/1978 rozpoczął się dla krakowskiej ekipy wyśmienicie. Wszystkie możliwe do zdobycia punkty w trzech pierwszych meczach Wiślaków, które poprzedzały starcie ze stołecznym rywalem, padły łupem podopiecznych Oresta Lenczyka. Spotkanie z Legią, zaplanowane na 7 sierpnia 1977 roku, zapowiadało się emocjonująco, a Wisła wskazywana była przez większość kibiców jako faworyt, co potwierdza „Echo Krakowa”: „W opinii chyba wszystkich swych sympatyków zespół Wisły będzie faworytem tego spotkania. W nie tak dawnej historii klubu były mecze, podczas których Wisła strzelała swym przeciwnikom 5, a nawet 8 bramek. Były także, zwłaszcza w ubiegłych rozgrywkach, przykre porażki jak ta w Tychach 0:5. Były niepotrzebne straty punktów i w efekcie odległa pozycja w końcowej tabeli. Obecnie Wisła znów zwycięża.”
Niełatwe początki
W obliczu takich zapowiedzi i wysokich oczekiwań, jakie stawiane były przed krakowską drużyną oraz pokładanych w niej nadziei, komplet publiczności podczas niedzielnego spotkania był pewny. Na trybunach stadionu Białej Gwiazdy zasiadło wówczas 40 tysięcy widzów, co stanowi oficjalny ligowy rekord frekwencji w domowych spotkaniach Wiślaków. Chociaż Wisła była w dobrej dyspozycji, co udowodniła wynikami w poprzednich meczach, do potyczki z Wojskowymi podchodzono z należnym szacunkiem i pełnym skupieniem, zwłaszcza, że remis nie byłby wynikiem zadowalającym.
Wiślacy rozpoczęli spotkanie z animuszem, jednak starań czynionych na połowie przeciwnika nie mogli zwieńczyć strzeleniem upragnionego gola. Pomimo wzmożonych wysiłków ze strony gospodarzy, wynik meczu udało otworzyć się przyjezdnym, a konkretnie Banaszakowi. W 39. minucie pokonał Goneta uderzeniem głową, jednak radość gości nie trwała długo, bo dosłownie kilkadziesiąt sekund później skutecznie odpowiedział Kapka, który wykorzystał niepewną interwencję Sobieskiego i pewnie umieścił piłkę w pustej bramce Wojskowych.
Podwyższenie prowadzenia i wygrana
Szybkie wyrównanie dobrze wpłynęło na gospodarzy, którzy w drugiej połowie nadal przypuszczali ataki na bramkę rywala, szukając mogącego wysunąć ich na prowadzenie celnego trafienia. Przed dogodnymi szansami na pokonanie bramkarza Legii stali chociażby Maculewicz, Kmiecik czy ponownie Kapka, jednak po strzale żadnego z nich piłka nie znalazła drogi do bramki. Zwrot akcji nastąpił w 73. minucie, gdy doszło do starcia w polu karnym, w wyniku którego Smuda powalił na ziemię Iwana. Sędzia w tej sytuacji wskazał na wapno, a do piłki pewnie podszedł Kmiecik i chwilę później mógł już cieszyć się z kolegami z bramki dającej zwycięstw, którego Wiślacy już nie pozwolili sobie odebrać do końca spotkania. Wręcz przeciwnie, krakowianie stawali jeszcze kilkukrotnie przed szansą na podwyższenie prowadzenia, ale nie wykorzystali swoich okazji. To jednak wystarczyło, by uzyskać pełną pulę punktów przed kompletem publiczności, która kilka miesięcy później na płycie Rynku Głównego w Krakowie mogła świętować ze swoją drużyną zdobycie pierwszego mistrzostwa po 28 latach przerwy.
Wisła Kraków - Legia Warszawa 2:1 (1:1)
0:1 Banaszak 39’
1:1 Kapka 39’
2:1 Kmiecik 73’
Wisła: Gonet - Lipka, Maculewicz, Budka, Płaszewski, Szymanowski, Kapka, Nawałka, Iwan, Kmiecik, Wróbel (46’ Jałocha)
Legia: Sobieski - Cypka, Smuda (77’ Milewski), Topolski, Sobczyński, Baran, Nowak, Tumiński, Deyna, Banaszak, Lasoń (77’ Jagiełło)