Zwycięstwo nad Resovią pozwoliło Wiśle podtrzymać udaną serię. Po spotkaniu porozmawialiśmy z Szymonem Sobczakiem, które zaliczył premierowe trafienie przy R22, oraz z Dawidem Szotem - asystującym przy bramce na 2:0.
Szymon Sobczak
Szymon Sobczak, wcześniej kibic Wisły, teraz jej zawodnik zdobywa pierwsza bramkę dla ukochanego klubu. Jakie uczucia mu towarzyszą?
„Nawet trudno to opisać słowami i na pewno bardzo długo na to czekałem, bo wiemy, że dla napastnika dziesięć meczów bez gola to jest bardzo dużo. Przede wszystkim z tego się cieszę, że wreszcie trafiłem do siatki. Ten gol to dla mnie to niesamowite uczucie. Jeszcze, jak rozgrzewaliśmy się przed moim wejściem na boisko, patrzyłem na chłopaków, którzy podawali piłki i wiem, jakie to jest uczucie, bo sam to robiłem dwadzieścia lat temu w tym miejscu. Trudno mi nawet opisać to uczucie, jakie mi towarzyszy po tym, jak strzeliłem gola dla Wisły na tym stadionie” - zaczął Sobczak. Gol Sobczaka był możliwy... dzięki podaniu Bartka Talara.
„Cały czas pracujemy nad tym, żeby się zgrywać. Podkreślałem to już, że to są ważne miesiące, tygodnie, żeby ten zespół rozumiał się coraz lepiej. Cieszę się niezmiernie, że to coraz mocniej widać. Coraz więcej jest automatyzmów, tworzymy coraz więcej sytuacji. Teraz zaczęliśmy wreszcie zamieniać te okazje na gole. Rzeczywiście, Bartek zagrał mi bardzo dobrą piłkę. Już w Pucharze Polski był taki moment, gdy podobna sytuacja mogła zakończyć się golem. Teraz się udało. Bartek ma asystę, ja mam gola i to jest najistotniejsze. Tym bardziej, że to był taki ciężki moment, gdy przeciwnik złapał kontakt po golu na 2:1, a moje trafienie przybliżyło nas do wygranej” - dodał.
„W pierwszym momencie chciałem strzelać wcześniej, bo patrzyłem na reakcję bramkarza i obrońcy. Wiadomo, że czasami pierwsza reakcja jest najlepsza, ale tym razem przeczekałem trochę rywali i widziałem, że jest luka przy bliższym słupku. Ostatnio dużo pracujemy nad wykończeniem akcji. Widać chyba nie tylko na moim przykładzie, że przynosi to efekty. Mam nadzieję, że w tym kierunku pójdziemy. Może nie w każdym meczu będziemy zdobywać po cztery czy sześć bramek, ale jak mówi stare piłkarskie porzekadło, trzeba zdobyć jednego gola więcej niż przeciwnik, bo musimy regularnie punktować. Przede wszystkim u siebie na Reymonta” - dodał.
Dawid Szot
„Tak jak mówiłem, dużo pracujemy nad wykończeniem i wiedzieliśmy, że worek z bramkami w końcu musi się otworzyć. Nie powinniśmy się przy jakości, jaką mamy bać, choćby wysokiego pressingu rywali. Oczywiście są jeszcze elementy, nad którymi pracujemy, to m.in. stałe fragmenty gry. W meczu z Resovią jeden z nich udało się zamienić na gola, choć sędzia dopatrzył się spalonego, ale to pokazuje, że staramy się cały czas coś doskonalić. Chodzi o to, żebyśmy nie byli przewidywalni. Bardzo nas cieszy, że wygrywamy. Wiemy, że mamy jakość, ale wciąż musimy dużo pracować” - mówił obrońca Wisły.
Pozytywna passa Wiślaków trwa, co napawa optymizmem przed kolejnymi meczami ligowymi.
„Cieszę się i mam nadzieję, że nie skończy się na dwóch kolejnych zwycięstwach, ale będą kolejne. Teraz przed nami Podbeskidzie, później Zagłębie Sosnowiec i miejmy nadzieję, że do kolejnej przerwy na kadrę zdobędziemy dużo punktów. Wreszcie nie będziemy przegrywać czy nawet remisować, ale wygrywać seriami. Tylko w taki sposób można ostatecznie awansować” - kontynuował.
Lewa obrona to pozycja, na której w piątek zameldował się Dawid Szot. Wśród kibiców widoczne było zaskoczenie tym faktem.
„No i bardzo dobrze, że wywołało to zdziwienie! Mam takie podejście, że staram się nie czytać takich rzeczy. Dla mnie najważniejsze jest to, co sądzi trener, bo to on wie, jak wyglądam ja i jak wyglądają poszczególni zawodnicy w tygodniu poprzedzającym mecz. Pod danego przeciwnika też ustawiamy się w konkretny sposób. Na jednego potrzebny jest dany zawodników, a na drugiego inny. Na ten mecz trener uznał, że to ja będę potrzebny i myślę, że pokazałem się z dobrej strony. Zaliczyłem pierwszą asystę w tym sezonie. Mam nadzieję, że asyst, również bramek będzie więcej. Nie chcę być zawodnikiem, który tylko nic nie zawali, ale również pomoże drużynie, wniesie coś od siebie do gry. Tak, jak choćby ta asysta, która pozwoliła nam podwyższyć wynik na 2:0. Takim zawodnikiem chciałbym być i mam nadzieję, że częściej będę zamykał usta różnym ekspertom” - zaznaczył.
„To dość ciekawa sytuacja, bo w poprzednim sezonie też zaliczyłem asystę z lewej nogi. Teraz było podobnie i to cieszy. Ciężko pracuję i jeśli trener wystawia mnie na tej pozycji, to jestem zmuszony ćwiczyć lewą nogę, cały czas się doskonalić. Próbuję wszystkiego - dośrodkowań, prostopadłych podań, do boku. Myślę, że jeszcze rok temu miałbym problem, żeby tak dośrodkować z lewej nogi, tak ułożyć ciało, a teraz widać, że po przepracowanym czasie jest z tym lepiej, ale można to jeszcze poprawić. Cały czas będę nad tym pracował, bo to przecież nie oznacza, że dałem jedną asystę i już super gram lewą nogą. Cały czas można być w tym względzie lepszym, a ja mam nadzieję, że tych asyst z lewej, prawej nogi będzie coraz więcej” - zakończył Dawid Szot.