Rozmowa z byłym zawodnikiem Wisły.
Nie mogę nie zacząć tej rozmowy inaczej niż od pytania o Pańskie zdrowie. Jak się Pan czuje i jak mija Panu ten czas?
Czuje się dobrze. Brakuje mi trochę ruchu, ale wszyscy wiemy, jaka jest tego przyczyna.
Trudno jest sobie Panu znaleźć zajęcie w tym trudnym okresie czy nie ma Pan z tym problemu?
Robię co mogę! Staram się robić wszystko to, na co wcześniej nieco brakowało czasu. Trochę oglądam filmów, jeżdżę też na działkę. Wszyscy wiemy, jak wygląda ten obecny czas.
W ostatnim czasie dowiedzieliśmy się, że dołączył Pan do grona ambasadorów emisji akcji Wisły Kraków. Co Pana do tego skłoniło?
Można powiedzieć, że jestem wychowankiem Wisły Kraków i zawsze temu klubowi będę kibicować oraz życzyć mu, żeby było słychać o nim w Polsce. Jeśli tylko w jakiś sposób będę mógł mu pomóc, to będę chciał to robić.
Kilka lat temu wystąpił Pan także w meczu „Gwiazdy dla Białej Gwiazdy”. To także pokazuje pańską więź z klubem z Reymonta.
Trudno byłoby odmówić mi udziału w takim wydarzeniu. Dopóki będzie zdrowie i będą nogi nosiły, to zawsze będę się stawiać w miejscu, w którym można powiedzieć, że się piłkarsko wychowałem!
Śledzi Pan regularnie rozgrywki najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce?
Na ile mi czas pozwala, na tyle staram się być na bieżąco. Jestem obecnie trenerem, poza tym nadal trochę gram w piłkę, ale wtedy kiedy mam wolne, staram się wybierać na stadion Wisły Kraków.
W ostatnim czasie dowiedzieliśmy się, że Ekstraklasa wróci do gry pod koniec maja. Co Pan sądzi o tym pomyśle?
Ciężko mi się wypowiadać. Jednak jeżeli sytuacja sanitarna na to pozwoli i będzie zapewnione bezpieczeństwo samych zawodników, to jestem za tym, by rozgrywki ruszyły. Może sobie na to pozwolić Ekstraklasa czy I liga, natomiast te niższe szczeble będą mieć w tym aspekcie trochę ciężej...
Wisła przed wybuchem pandemii radziła sobie w lidze naprawdę dobrze. Na co, Pana zdaniem, stać Wiślaków w tym sezonie?
To jest bardzo trudne pytanie. Wiadomo, że chciałoby się jak najlepiej dla Wisły. Chciałoby się, żeby stać ją było na bardzo dużo, na to, by wróciła na salony, do europejskich pucharów. Tego bym bardzo chciał, ponieważ sam to kiedyś przeżyłem. Dla klubu też byłby to z pewnością duży bodziec finansowy.
Wracając do Pana, debiutował Pan w Wiśle 6 listopada 1993 roku. Pamięta Pan to spotkanie? Jakie emocje wówczas Panu towarzyszyły?
Na pewno w debiucie były spore wrażenia. Trudno mi się teraz wypowiedzieć konkretnie, jakie emocje wówczas odczuwałem, ale na pewno były one ogromne i miałem duże obawy związane z tym, że jest to pierwsze spotkanie i nie wiadomo było, jak mi w nim pójdzie. Ale myślę, że każdego debiutującego piłkarza, który zaczyna grać na najwyższym poziomie to dotyka.
Podczas swojej kariery w Wiśle Kraków rozegrał Pan wiele bardzo dobrych spotkań, ale gdyby miał Pan wybrać jedno, które Panu najbardziej utkwiło w pamięci, to które byłoby to i dlaczego?
Myślę, że byłoby to wspominane do dzisiaj spotkanie z Barceloną, w którym udało mi się strzelić dwie bramki. Był to taki mecz godny zapamiętania przez kibiców, ale także przez samego siebie. Aczkolwiek tak, jak mówię, przez całą swoją przygodę z Białą Gwiazdą, rozegrałem jeszcze kilka dobrych meczów. Ciężko mi wskazać jedno spotkanie, ale można się pokusić o stwierdzenie, że to właśnie to z Barceloną, bo udało mi się wówczas bardzo dobrej drużynie strzelić dwie bramki.
Jakie to uczucie strzelać gole tak utytułowanemu zespołowi jak właśnie Duma Katalonii?
Może odpowiem na to pytanie bardzo ogólnie, ale ja cieszyłem się z każdej strzelonej bramki. Czy to u nas w lidze, czy w europejskich pucharach - każda bramka cieszy. Na pewno czułem dużą satysfakcję i radość z tego powodu, że się udało zdobyć te dwa trafienia. Tym bardziej, że niewielu polskim piłkarzom udało się dotychczas strzelić bramkę Dumie Katalonii.
W jednym z wywiadów powiedział Pan, że drużyny, które przyjeżdżały na Reymonta przegrywały mecz już w tunelu. Co Pańskim zdaniem było siłą tej Wisły Kraków, w której Pan występował?
Ja myślę, że bardzo duży kolektyw, bo każdy z piłkarzy występujących wtedy w drużynie posiadał odpowiednie umiejętności, które były dopasowane do tego, by konsekwentnie realizować swój plan na boisku. Naprawdę byliśmy bardzo zgraną grupą, która dobrze się ze sobą rozumiała i myślę, że to też jest powód tego, że byliśmy w stanie wtedy odnosić sukcesy.
Powiedział Pan kiedyś, że pańskim wzorem jest Jürgen Klinsmann. Dlaczego akurat on?
Zawsze byłem bardziej ofensywnym zawodnikiem i lubiłem strzelać bramki. Zapytany o swojego idola, odpowiedziałem, że jest nim właśnie Niemiec, ale podobał mi się także styl gry innych piłkarzy, takich jak chociażby Steven McManaman – bardzo dobry, żywiołowy ofensywny pomocnik.
Ma Pan doświadczenie także jako trener. W której roli czuje się Pan lepiej – piłkarza czy trenera?
Zdecydowanie piłkarza! Piłkarz ma zdecydowanie mniej stresu, mniej na głowie. Trener musi więcej analizować, wszystko przygotować. Rola trenera jest zupełnie inna niż piłkarza. Ja prowadziłem tylko zespoły do IV ligi, ale chapeau bas dla wszystkich trenerów, ponieważ jest to ciężki kawałek chleba
Na koniec, czego można Panu życzyć?
Myślę, że zdrowia. Zawsze mówię, że jak jest zdrowie, to wiele rzeczy można wykonać – w dalszym lub krótszym odstępie czasu. Dlatego zdrowie jest zdecydowanie najważniejsze.