21. kolejka FORTUNA 1 Ligi nie udała się Wiślakom, którzy przy R22 ulegli GKS-owi Tychy 0:1. Jedyna bramka padła w 20. minucie po strzale Juliusa Ertlthalera.
Oba zespoły od samego początku chciały wejść intensywnie w mecz, co tylko potwierdzała liczba odgwizdanych fauli przez arbitra. Wiślacy wyraźnie chcieli prowadzić grę i utrzymywać się przy piłce na połowie rywala, natomiast przyjezdni starali się im w tym przeszkadzać solidną obroną oraz wysokim pressingiem.
Pierwszą groźną akcją w tym spotkaniu popisali się jednak zepchnięci dość nisko Trójkolorowi. Po rzucie rożnym dla gospodarzy umiejętnie z kontrą wyszli goście, których obiecująco zapowiadający się atak zatrzymali dobrze ustawieni do asekuracji piłkarze Białej Gwiazdy. Jeden z takich śmiałych wypadów pod bramkę Ratona zakończył się szybką odpowiedzią Wisły, której zawodnicy chcieli chyba udowodnić, że nie są gorsi w tym elemencie od swoich dzisiejszych rywali. Satrustegi pokonał z piłką przy nodze dużą część boiska, po czym oddał futbolówkę do ustawionego w środku Goku. Zawodnik z numerem 22 na plecach rozciągnął grę do Alfaro, którego dośrodkowanie blokować wślizgiem musiał obrońca przyjezdnych. Przez pierwsze 20 minut gra prowadzona była w stosunkowo stałym rytmie. Krakowianie raz po raz starali się atakować, lecz świetnie zorganizowana obrona tyszan nie pozwalała im na zbyt wiele.
W tym momencie - w sytuacji, w której niewiele osób spodziewało się zagrożenia - obronę gospodarzy długim podaniem zdecydował się zaskoczyć ze środka Wojtuszek. Do wysoko zawieszonej piłki dopadł Ertlthaler, który otworzył wynik spotkania. System VAR sprawdzał jeszcze możliwą pozycję spaloną, jednak po krótkiej chwili sędzia wskazał na środek murawy.
Gracze Wisły starali się po swoich stratach szybko odzyskiwać posiadanie. Po jednym z takich odbiorów futbolówkę otrzymał Miki Villar, który pierwszy raz w tym meczu sprawdził dyspozycję bramkarza przyjezdnych. Podopieczni Alberta Rude nie poprzestawali w próbach zdobycia gola, lecz ich starania były wciąż nieskuteczne. Bardzo aktywny w ofensywie był nadal Goku, który wielokrotnie usiłował złamać formację obronną GKS-u prostopadłymi podaniami. Jego zaangażowania mogła potwierdzić chociażby żółta kartka, którą otrzymał za próbę przyspieszenia wznawiania gry przez rywali.
Dziesięć minut przed końcem pierwszej połowy z boiska musiał zejść kontuzjowany Miki Villar, którego zastąpił Dejvi Bregu. Końcówka przed przerwą stanęła pod znakiem błędów po obu stronach i próbą wymiany ciosów. Najpierw groźny wypad z piłką zaprezentowali piłkarze z Tych, natomiast po stronie Wisły dobrze w polu karnym odnalazł się po zgraniu Rodado Jaroch, który oddał jednak niecelny strzał. Niedługo później zabrzmiał gwizdek zapraszających wszystkich na przerwę.
Bez trafień po przerwie
W drugiej połowie Wiślacy nadal wierni byli swojemu sposobowi gry - dalej starali się grać ofensywnie spychając gości do defensywy. Trener przyjezdnych niewątpliwie przygotował swój zespół na taki scenariusz, ustawiając pięciu zawodników w linii obrony. Widać było dużą motywację gospodarzy, którzy chcieli jak najszybciej wyrównać rezultat meczu. Bardzo aktywny na skrzydle był Alfaro, który częstymi dośrodkowaniami próbował znaleźć swoich kolegów w pobliżu bramki.
Początek drugich 45 minut sprawiał wrażenie lekko chaotycznego. Zobaczyć było można dużo przypadkowych zagrywek i bezpańskich piłek. W tej grze jednak lepiej odnajdywali się Wiślacy, którzy usiłowali korzystać z błędów przeciwników. Po jednym z rzutów rożnych i zamieszaniu w polu karnym na skraju „szesnastki” do piłki dopadł raz jeszcze Goku, którego strzał minął światło bramki. Z dobrej strony pokazywał się również wprowadzony przed przerwą Bregu, który nieustannie szukał okazji do wymiany podań z innymi zawodnikami. W ten sposób minął kolejny kwadrans gry.
Po godzinie gry szkoleniowiec Wisły zdecydował się na zmianę - za Sapałę do gry wkroczył Baena. Ta niewątpliwie ofensywna rotacja w składzie pobudziła grę do przodu. Od tej chwili Wiślacy praktycznie aż do końcowego gwizdka samodzielnie utrzymywali się przy posiadaniu. Drużyna z Tych jednak nadal umiejętnie się broniła, skutecznie odpierając wszystkie ataki krakowian. Piękną solową akcją popisał się Rodado, lecz i jego starania spełzły na niczym.
Po 70. minucie trener rywali chciał nieco pobudzić grę swoich piłkarzy decydując się na grupową zmianę. Przytomnie zareagował na to trener Rude, który również postanowił wpuścić do gry Sobczaka oraz Szota. Na tym etapie gry z całą pewnością wyróżniał się Baena, który z zapasem sił nie poprzestawał w swoich próbach wyrównania rezultatu.
Od 80. minuty przyjezdni praktycznie nie opuszczali okolic swojego pola karnego. Broniąc całym zespołem niezliczoną liczbę razy wybijali piłkę niemalże ze swojej bramki. Piłki celnie wrzucali zmieniony Szot i zasługujący na pochwałę za swoją postawę w całym meczu Duda. Za każdym razem jednak brakowało kilku centymetrów, by dośrodkowanie znalazło się na głowie naszych napastników. Jeśli nie świetnie interweniowali obrońcy Trójkolorowych, to doskonale wyręczał ich Kikolski.
Sędzia doliczył 6 minut, w których niestety również nie udało się odczarować bramki gości. Całość meczu zamknął groźny strzał Urygi, który w końcówce nie wracał już do defensywy i starał się wykorzystać swój wzrost do zdobycia upragnionego gola. Po tej akcji GKS mądrze oddalił grę na połowę Wiślaków, po czym niedługo później wybrzmiał ostatni gwizdek kończący całe widowisko.
Wisła Kraków - GKS Tychy 0:1 (0:1)
0:1 Ertlthaler 20'
Wisła Kraków: Raton - Jaroch, Uryga, Colley, Satrustegui (72' Szot) - Sapała (60' Baena), Duda - Villar (35' Bregu), Goku (72' Sobczak), Alfaro - Rodado
GKS Tychy: Kikolski – Połap (74' Mikita), Tecław, Nedić, Budnicki, Dijaković (86' Bieroński) - Radecki, Wojtuszek (71' Niewiarowski), Żytek, Ertlthaler (86' Szpakowski) - Rumin (71' Śpiączka)
Sędziował: Jarosław Przybył (Kluczbork). Żółte kartki: Goku, Duda - Budnicki, Nedić, Kikolski