TS Wisła Kraków SA
Wywiady

Uryga: Wszystko dalej zależy od nas

2 miesiące temu | 12.05.2024, 18:38
Uryga: Wszystko dalej zależy od nas

W sezonie zbliżającym się ku końcowi nie brakuje emocji. 33. kolejka nie przyniosła Wiśle zdobyczy punktowej i skomplikowała sytuację w tabeli. Po meczu z Lechią Gdańsk wnioskami podzielił się kapitan zespołu - Alan Uryga.

Złość, przygnębienie, frustracja - to emocje, które zaobserwować można było w wiślackiej szatni po zakończeniu spotkania #WISLGD. „Były wszystkie negatywne odczucia, jakie mogą pojawić się po porażce. Tym bardziej po porażce w tak ważnym meczu. Oczywiście nie będę wchodził w szczegóły, opowiadał o tym, co dokładnie mówiliśmy, ale mogę zdradzić, że padły słowa o powadze sytuacji. Ostatecznie padły też jednak słowa, że wciąż wszystko jest jeszcze w naszych rękach. Jeśli wygramy dwa ostatnie mecze, to znajdziemy się w barażach. Wszystko dalej zależy od nas” - powiedział.

Czego zdaniem obrońcy brakło, ale prowadzenie 2:1 dowieźć do przerwy? „Przede wszystkim takiej mądrości, rozwagi. Strzeliliśmy bramkę po akurat naszym słabszym momencie w tej pierwszej połowie. Bo po dobrym początku nastąpił taki kryzys, gdy Lechia nas zepchnęła do obrony i wtedy strzeliliśmy gola, a w takim momencie powinniśmy zrobić wszystko, żeby nie stracić bramki przed przerwą. Zabrakło z naszej strony rozsądnego rozegrania tych ostatnich minut. Jestem przekonany, że wychodząc na drugą połowę z prowadzeniem 2:1 wyglądałoby to całkiem inaczej” - kontynuował.

Druga odsłona starcia, a konkretnie pierwsza faza wyglądały słabo w wykonaniu Białej Gwiazdy. „Zaczęło się od pierwszej akcji, od rozpoczęcia Lechii długim podaniem. Byliśmy na to przygotowani, bo przecież tak samo jak my rozpoczynamy, tak robi to Lechia. Nie wiem, dlaczego daliśmy się tym zaskoczyć. Czy brakowało konsekwencji, komunikacji, czegoś innego? Trudno mi powiedzieć. Z prostej piłki daliśmy już na początek drugiej połowy rzut wolny Lechii z okolic pola karnego. Ta sytuacja ich tylko nakręciła, a nami to trochę wstrząsnęło, wprowadziło nerwowość. Wydawało się, że w szatni mieliśmy dokładnie wyjaśnione, jak wyeliminować mocne strony Lechii po pierwszej połowie. Dostaliśmy też informację, co mamy robić, żebyśmy my lepiej operowali piłką. Dlatego bardzo dziwne, że już pierwsza akcja rywali wyglądała tak, jakby to oni bardziej chcieli, bardziej byli nastawieni na wygranie tego meczu” - analizował. „Gdy graliśmy w dziesiątkę, to momentami wyglądało to tak, jakbyśmy mieli w ogóle bardzo małe szanse na odebranie piłki. Lechia bardzo dobrze się czuła w posiadaniu piłki, nie panikowała. Długimi fragmentami kontrolowała przebieg gry. Później zadziałała już pewnie jakaś psychologia. Graliśmy w dziewiątkę, przegrywaliśmy dwoma bramkami, więc cóż mogło stać się gorszego? Piąty gol niewiele zmieniłby. Rzuciliśmy więc wszystkie siły do ataku, liczyliśmy, że jeszcze ten kontakt uda się złapać i tak się stało, ale później więcej nie udało się już wycisnąć” - dodał.

Następna seria gier to mecz wyjazdowy z GKS-em Katowice. który aktualnie stacjonuje na ostatnim stopniu podium. „Nie chcę znów mówić kolokwialnie, ale to jest kolejny finał. Bardzo ważny mecz - bez dwóch zdań. Wiemy, w jakiej GKS jest formie, jeśli chodzi o całą wiosnę. Dobrze radzą sobie też u siebie, a my zdajemy sobie sprawę ze swoich problemów z grą na wyjazdach. Po meczu z Lechią dochodzi wiele absencji zawodników, którzy byli podstawowymi. Wypadają nam za kartki Joseph Colley, David Junca. Bartek Jaroch zszedł z kontuzją. Może być tak, że trzech z czterech obrońców, którzy zaczynali mecz z Lechią, nie będzie mogło zagrać w Katowicach. Na papierze wszystko przemawia zatem za GKS-em, ale my nie mamy wyjścia. Musimy wyjść na boisko i nawet nie zwracać uwagi na styl, jakość, tylko charakterem, sercem po prostu musimy tam wyszarpać te trzy punkty. Nie mamy już miejsca na pomyłki. Głęboko w to wierzę, że ta drużyna będąc pod ścianą, pokaże charakter i wygra z GKS-em” - zakończył Alan Uryga.

Udostępnij