Wisła Kraków wróciła na zwycięską ścieżkę. Zawodnicy z R22 pokonali w Płocku swoją imienniczkę 3:1, a po zakończeniu potyczki spostrzeżeniami podzielili się szkoleniowcy prowadzący oba zespoły - Mariusz Jop i Mariusz Misiura.
Mariusz Jop - Wisła Kraków
„Bardzo cieszymy się z tego zwycięstwa, które odnieśliśmy po ostatniej porażce w Łęcznej. Zespół bardzo dobrze zareagował, choć mieliśmy pewne korekty w składzie. Potwierdziło się też to, że zawodnicy, którzy czekają na swoją szansę, są gotowi do tego, żeby wziąć odpowiedzialność za pozycję, na której występują i za zespół” - zaczął trener Mariusz Jop. „Myślę, że dla mnie najważniejsze jest to, że pomimo iż prowadzimy i - co czasami się zdarzy - że gramy jednego zawodnika mniej, to jesteśmy w stanie kontynuować swój sposób myślenia, swój sposób gry i zawsze nastawiać się na grę ofensywną” - dodał.
Zdaniem dziennikarzy gospodarze niedzielnej potyczki spisali się poniżej oczekiwań. „Wisła Płock nie jest słabą drużyną - mówiłem to na przedmeczowej konferencji prasowej i mówiłem to zawodnikom w szatni. Natomiast bardzo dużo zależy od tego, jak my gramy. Jeżeli gramy w sposób taki, w jaki chcemy, to rywal ma wtedy problemy. Przypadkiem nie zdobywa się tyle punktów, ile zdobyła Wisła Płock, więc to na pewno nie jest słaby zespół. To jest czołowy zespół pierwszej ligi” - zaznaczył. „Tak, jak powiedziałem - uważam, że każdy zespół w tej lidze, jeżeli jest się agresywnym, jest się dobrym w pressingu, jest się dobrym w pojedynkach, ma problem z konstruowaniem akcji. To jest nasz sposób myślenia, nasz sposób gry, że chcemy to robić, chcemy być w wysokim pressingu, chcemy być dobrzy w pojedynkach i zespół z Płocka dzisiaj nie pokazał zbyt wiele atutów w ataku dlatego, że my byliśmy skuteczni w tych działaniach” - kontynuował.
Przedstawiciele mediów uważali, że drużyna z Krakowa była o dwie klasy lepsza od rywala, do czego odniósł się trener Mariusz Jop: „Nie chciałbym oceniać zespołu przeciwnego jakoś mocno. Staram się zawsze skupiać na tym, co my robimy i jak my funkcjonujemy jako zespół. Byłoby to nieeleganckie z mojej strony, żebym wchodził w takie szczegółowe analizy i oceniał pracę zespołu czy pracę trenera. Absolutnie nie chcę tego robić, także cieszę się z tego, że wywiązaliśmy się ze swoich zadań i że byliśmy agresywni. Nawet w „dziesięciu” byliśmy w stanie odebrać piłkę wysoko. Nie byliśmy bierni, nie czekaliśmy na rywala, tylko byliśmy proaktywni i to jest coś, co chcemy robić i to kontynuować. Obojętnie, czy gramy u siebie czy na wyjeździe”.
Problemy kadrowe w defensywie nie oszczędziły krakowian przed niedzielnym meczem, ale obrona Białej Gwiazdy poradziła sobie z zadaniem. „Myślę, że to też jest taka reakcja zespołu, który wtedy dodatkowo się mobilizuje, bo wie, że są jakieś tam zmiany. Natomiast tak, jak mówiłem i mówię to bardzo często, że my mamy dosyć szeroką kadrę. Są zawodnicy - często młodzi - ale też są doświadczeni i muszą pogodzić się z tym, że nie grają od początku. Bardzo ciężko trenują i czekają na swój moment i tak było też dzisiaj, że wskoczył i Mariusz Kutwa, i Wiktor Biedrzycki. Jeden oraz drugi zagrali bardzo dobry mecz” - ocenił swoich podopiecznych.
Drużyna ze stolicy Małopolski ponownie musiała radzić sobie w dziesiątkę po tym, jak James Igbekeme obejrzał drugą żółtą kartkę. Mimo to Wisła Kraków poradziła sobie, dorzucając bramkę przy grze w osłabieniu. „To zależy, jak układa się mecz, jaki jest wynik, to są różne sytuacje. Te mecze - jeszcze z poprzedniego sezonu, gdzie te kartki były na początku spotkania - są inne od tego momentu, który był dzisiaj. Natomiast oczywiście jesteśmy też przygotowani na to, że możemy grać jednego zawodnika mniej, bo takie sytuacje zdarzają się w meczach. A to spotkanie w Tarnobrzegu, o którym Pan wspomniał, było takim przełamaniem pokazującym, że w „dziesiątkę” można strzelać bramki i być skutecznym. Myślę więc, że tutaj nastąpiło takie właśnie przełamanie pod względem mentalnym, pokazujące, że nawet grając jednego zawodnika mniej można zdobywać bramki i wygrywać mecze” - zauważył.
Wiślacy coraz częściej wykorzystują moc stałych fragmentów gry, co potwierdzili w Płocku: „Bramkę po stałym fragmencie gry strzeliliśmy też w Tarnobrzegu. Natomiast to jest efekt konsekwencji oraz pracy i cierpliwości. Nic innego nie robiliśmy, jeżeli chodzi o stałe fragmenty gry czy o analizę lub o trening. Przygotowaliśmy się tak samo. Po prostu, żeby stały fragment był skuteczny, to musi być dobra jakość dośrodkowania, dobry timing i wszystko musi się zgrać, a czasami tego brakowało. Był pozytywny impuls, dochodziliśmy do sytuacji, więc to była kwestia czasu, zanim te bramki zdobędziemy”.
Z boiska z urazem zszedł Marc Carbó. Czy wiadomo jaka jest wstępna diagnoza? „Jeżeli chodzi o Marca, to musimy poczekać jeszcze na dokładniejsze badania, natomiast jest to problem z barkiem. Pytanie, na ile mocno jest on uszkodzony i jak długo będzie musiał pauzować? Tego jeszcze nie wiemy” - odpowiedział, odnosząc się także do braku Igora Łasickiego: „Jeżeli chodzi o Igora Łasickiego, to nie mógł być brany pod uwagę ze względu na uraz po dwóch meczach, które rozegrał w pełnym wymiarze czasowym. Miał trochę problem z kolanem, później gdzieś ten problem z kolanem spowodował, że miał lekki uraz mięśnia czworogłowego. Igor przyjechał tutaj po to, żeby być razem z zespołem, natomiast nie był brany w ogóle pod uwagę do wejścia na boisko, stąd ten wybór”.
Mariusz Misiura - Wisła Płock
„Przychodzi mi się zmierzyć z Państwem po pierwszej porażce jako trener Wisły Płock w meczu ligowym u siebie, więc mam nadzieję, że to udźwignę. Co do samego meczu, to wiadomo, że jeśli chodzi o wynik spotkania, to możemy dorabiać za chwile jakieś piękne historie do tego. Według mnie - z takiego czystego meczu - do czerwonej kartki, jeśli chodzi o to, co się działo na boisku z gry, to jedna i druga drużyna nie stworzyła sobie stuprocentowej sytuacji. Bardzo dobrze dzisiaj Wisła Kraków wykonywała stałe fragmenty gry. Strzeliła po nich dwie bramki i mogła strzelić jeszcze trzecią, więc uważam, że w tym elemencie byli od nas dużo lepsi i ten element zdecydował, że wygrali spotkanie” - zaczął.
„Chciałem podziękować moim piłkarzom za to, że dali z siebie wszystko - tyle, ile mieli dzisiaj. Bardzo dziękuję też mojemu sztabowi medycznemu, który wczoraj do późnych godzin nocnych robił wszystko, żebyśmy mieli dzisiaj jak największą liczbę zawodników dostępnych, bo Iban grał kilka minut z blokadą, to samo Piotrek Krawczyk. Wczoraj z treningu zszedł Bojan Nastić i nie był zdolny do gry. Tutaj, jak rozmawialiśmy przed konferencją o składzie, to gdzieś Was prosiłem, żeby tego nie roztrząsać, bo mieliśmy swoje problemy, dlatego bardzo się cieszę i gratuluję, że zawodnicy wszyscy, którzy dzisiaj chcieli zagrać na własną odpowiedzialność, to zrobili to dla drużyny, bo często jest tak, że zawodnik nie chce ryzykować. Tu w przypadku Ibana Salvadora – zaryzykował i szacunek dla niego. Trzecia bramka jest bardzo dobrą lekcją dla nas wszystkich, bo często dopominamy się, żeby większa liczba młodych zawodników grała. Lub inaczej - pytamy, dlaczego tak dużą liczbę minut gra Tomczyk albo Brzozowski. To ja odpowiem szczerze, że oni są już dzisiaj gotowi pod presją przeciwnika utrzymać się przy piłce i podjąć decyzję. W momencie takim, gdzie była czerwona kartka, to przygrywaliśmy 0:2 i uznaliśmy, że to dobry moment, aby takiemu Boro dać minuty, który naprawdę bardzo fajnie i ciężko pracuje. Mega ubolewam, że gdzieś tam przytrafiła mu się ta strata piłki, poszła kontra, która nas bardzo drogo kosztowała. Z drugiej strony musi być lekcja, że w III lidze, jeżeli tak tracisz piłkę, to się nic nie dzieje, nie ma konsekwencji i nikt tego nie rozumie, że I liga już nie wybacza. Musimy teraz wspierać Bora, musimy nadal z nim pracować i postaram mu się dać jak najszybciej minuty, żeby nie miał takiego poczucia, że poprzez ten błąd skreślił swoją szansę na grę w pierwszej drużynie Wisły. Wręcz przeciwnie – biorę to na siebie, że to nie był najlepszy moment, aby go wpuścić i tak, jak mówię - postaram się mu dać minuty. Przeciwnikowi gratuluję zwycięstwa. Jedziemy dalej” - dodał.