Na konferencji prasowej po meczu #WISMOT z dziennikarzami spotkali się trenerzy Mateusz Stolarski i Albert Rudé. Wynik niedzielnego meczu sprawił jednak, że po ostatnim gwizdku szczęśliwy mógł być tylko jeden z nich.
Mateusz Stolarski - Motor Lublin
„Chciałbym zacząć od przekazu dla społeczności Motoru, kibiców Motoru, wszystkich tych osób, dla których Motor jest ważny: w momencie, gdy ktoś nie jest z nami, kiedy przegrywamy, to nie ma prawa być z nami, kiedy wygrywamy. Dzisiaj ta drużyna zrobiła coś wielkiego, bo doskonale Państwo wiecie, że jestem bardzo blisko związany z tym miejscem emocjonalnie i wygrać na Reymonta, to nie jest zwykła wygrana. Ta drużyna tego dokonała, było wiele osób, wiele spekulacji, że ten zespół już umarł i nie jest w stanie niczego więcej ugrać. Dzisiaj nie zamierzam dalej przemawiać, opisywać meczu. Drużyna przemówiła za mnie, drużyna przemówiła za siebie i to jest chyba najlepsze podsumowanie. Bardzo się cieszę z tego zwycięstwa, ale mam świadomość, że to jest dopiero jeden z tych kroków, które musimy wykonać, aby liczyć się dalej w walce o najwyższe cele. I tak jak często wspominam - liga to nie są wyścigi, to nie jest sprint, to jest maraton i my w tym maratonie czujemy się dobrze. Zespół potrafi dźwigać trudne momenty, trudne sytuacje, stawia czoła, nie boi się wyzwań. Mam nadzieję, że zespół Wisły będzie potrafił dalej włączyć się do walki o awans, bo myślę, że ta dzisiejsza porażka niczego nie skreśla. Tak, jak powiedziałem: wiele meczów przed nami jeszcze. Życzę powodzenia, a my cieszymy się z trzech punktów i cieszymy się, że swoim kibicom sprawiliśmy dużo radości, bo oczywiście są też z nami osoby, które bardzo mocno nas wspierają, bardzo mocno wierzą w ten zespół i powiem w imieniu drużyny - to dla Was, dziękuję” – mówił opiekun gości. „Mój plan na ten mecz został szybko zweryfikowany ze względu na czerwoną kartkę, którą dostała drużyna Wisły Kraków. Nigdy planem Motoru nie jest oddanie inicjatywy przeciwnikowi. Natomiast są sytuacje, w których po prostu jakość piłkarska rywala może zdecydować o tym, że musimy trochę zagrać w obronie niskiej, musimy trochę pobronić. Nie udało nam się przetrwać tego momentu. Zespół Białej Gwiazdy odrobił straty, strzelił nam bramkę. Natomiast plan było idealnie widać w drugiej połowie. Wiadomo, graliśmy w przewadze, ale coś w co ja wierzę, to wierzę w naturalność piłkarzy i moją rolą jako trenera nie jest na siłę nakreślać swój plan na mecz i mieć swój obraz meczu, tylko muszę spojrzeć w głąb kadry, w głąb piłkarzy i wykorzystać naturalność tych zawodników. A naturalność zawodników oznacza, żeby dać na pozycję, przygotować środowisko meczu, w którym oni będą działali automatycznie. Co znaczy automatycznie? Nie będą musieli myśleć o strategii trenera, tylko będą mogli naturalnie napierać do przodu. Z automatyzmu robić wszystkie rzeczy, bo tak są w stanie szybciej działać, szybciej reagować, nie myśląc, tylko robiąc coś automatycznie. Wisła zostawia w mojej ocenie dużo miejsca między liniami w grze obronnej. Spozycjonowaliśmy tak zawodników, abyśmy między liniami mieli przewagę i w poszczególnych sektorach w poziomie i w poszczególnych sektorach w pionie. Było to myślę widać bardzo dobrze z perspektywy sytuacji, jakie tworzyliśmy, bo wiele sytuacji stworzyliśmy po grze w bocznej tercji boiska poprzez wcięcia, podwójne wcięcia, ale także chcieliśmy izolować grę „1 na 1” naszego prawego pomocnika Michała Króla. Bo zespół Wisły bardzo mocno zawęża do strony. Chcieliśmy tę stronę szybko zmienić i doprowadzić do sytuacji, w których Piotrek Ceglarz, Michał Król będą mieli indywidualne pojedynki z bocznymi obrońcami. Udało się to robić myślę, że w sposób dobry, bo Michał Król tak naprawdę - gdyby sędzia nie pokazał, że kontynuujemy akcję, po której był drugi raz faulowany - to „Szocik” mógł dostać drugą żółtą kartkę, co wpłynęłoby na to, że Wisła grałaby o dwóch mniej. Dodatkowo strzeliliśmy dwie bramki po dośrodkowaniach z bocznej strefy boiska w wypełnieniu pola karnego” – analizował.
Albert Rudé – Wisła Kraków
„To był dzisiaj bardzo dobry dzień dla świetnego meczu. Zmierzyły się dwie dobre drużyny walczące o podobny cel, ale już w 5. minucie wszystko się zmieniło. Otrzymaliśmy czerwoną kartkę, próbując grać w piłkę. I oczywiście musieliśmy na to zareagować, ale po kilku minutach straciliśmy bramkę. To jeszcze bardziej pogorszyło sytuację pod względem psychicznym, emocjonalnym. Przeciwnik był agresywny po naszej lewej stronie, tam atakował. „Szocik” miał już żółtą kartkę i popełnił kilka fauli, więc postanowiliśmy zabezpieczyć drużynę zmianą, żeby nie stracić kolejnego zawodnika. Ich plan na mecz polegał na dośrodkowaniach i atakowaniu pola karnego, więc wprowadziliśmy trzeciego środkowego obrońcę - Łasickiego - obok Alana i Joe. Miki ustawiony był bardzo ofensywnie, bo oczywiście graliśmy u siebie i chcieliśmy wygrać mecz. Tak więc pomimo czerwonej kartki i straconej bramki próbowaliśmy, szliśmy do przodu, strzeliliśmy gola i skończyliśmy pierwszą połowę dużo lepiej niż oni. To, co powiedzieliśmy w przerwie do zawodników, to, żeby po prostu byli odważni, szli dalej do przodu, tak samo, jak w pierwszej połowie. Potem jednak straciliśmy dwie bramki. Wszystko stawało się coraz trudniejsze. Zmianami chcieliśmy zmienić sytuację, chcieliśmy iść do ofensywy. Zdecydowanie więcej trzeba było dać z serca, drużyna miała problemy, bo graliśmy w środku tygodnia ważny mecz. Do samego końca próbowaliśmy atakować. Jedyne, co mogę powiedzieć to jest to, że jestem dumny z moich zawodników. Bardzo się staraliśmy, ale nie udało nam się wygrać. Teraz musimy zrozumieć, jaka jest nasza sytuacja i musimy pracować jeszcze ciężej, bo naszym celem jest awans” – podsumował potyczkę trener krakowian.
Dziennikarze dopytywali, czy wystawienie identycznej jedenastki jak w meczu Pucharu Polski nie było błędem, trener odparł: „Nie zgadzam się. Myślę, że chłopaki wykonali niesamowitą pracę w środku tygodnia. Chciałem, żeby znowu zagrali dzisiaj. Dobrze się zregenerowali. Wszystkie informacje, które otrzymaliśmy, mówiły, że są gotowi i oczywiście byli gotowi, ale kiedy tracisz zawodnika w 5. minucie i od niej grasz w dziesięciu, to jest to trudniejsze”.
Doszukiwano się także identycznego błędu Alvaro Ratona jak w starciu z Widzewem, co szkoleniowiec zanegował: „Myślę, że to inna sytuacja, ponieważ z Widzewem to było otwarcie od bramki, a teraz było to z gry. Zawodnicy popełniają błędy. Na przykład przy niektórych bramkach, które dzisiaj straciliśmy nie kryliśmy odpowiednio w polu karnym, a mimo to o tym teraz nie rozmawiamy. Musimy to również naprawić, bo jeśli zablokujesz dośrodkowanie, to nie musisz bronić pola karnego, więc musisz być przy zawodniku dośrodkowującym. Chcę przez to powiedzieć, że zawodnicy popełniają błędy, każdy z nich i musimy być z nimi, bo to są nasi zawodnicy. Nie mamy innych zawodników, musimy ich wspierać. Chcemy awansować. Cel się nie zmienia. Oczywiście z naszej strony - jako sztabu szkoleniowego - zawsze będziemy z nimi i będziemy próbowali pomóc im być lepszymi i naprawić wszystkie te błędy, które czasami, jak dzisiaj, uniemożliwiają uzyskanie ważnych punktów”.
Pojawiło się także pytanie o słuszność czerwonej kartki, jaką otrzymał Bartosz Jaroch. „Moje zdanie nie ma znaczenia, bo nie byłem sędzią w tym meczu, ale oczywiście mam prawo się wypowiedzieć. I dla mnie, kiedy próbujesz grać w piłkę i gdy trafiasz w nią, a dostajesz za to czerwoną kartkę, to jest to trudne do zaakceptowania. Nie będziemy w tym jednak szukać żadnego usprawiedliwienia” – zaznaczył.
Wiślakom lepiej idzie w rozgrywkach Pucharu Polski niż w lidze i właśnie tej kwestii dotyczył ostatni wątek. Czy można powiedzieć, że krakowianie bardziej skupili się właśnie na PP? „Nie szadzę, żeby tak było. To bardzo jasne, że to, co zmieni sytuację klubu i naszych karier, to awans. Oczywiście miło jest być w finale Pucharu Polski. Będziemy to celebrować, ale w lidze przytrafiły nam się właśnie dwie porażki z rzędu. Oddalamy się od naszego celu i musimy teraz zareagować. W tej chwili zapomnijmy zatem o finale, zapomnijmy o wszystkim. Do niego jest daleka droga. Ten finał dopiero za miesiąc, a przed nami wiele ważnych meczów i to na nich musimy się skupić” – zakończył trener Albert Rudé.