W czwartek 12 grudnia Wiślacy meczem z Miedzią zamknęli 2024 roku. Drużyna z R22 dopisała do swojego konta jeden punkt za sprawą remisu 1:1, a opiniami podzieli się trenerzy Ireneusz Mamrot i Mariusz Jop.
Ireneusz Mamrot - Miedź Legnica
„Nie chcę powiedzieć, że przed meczem wzięlibyśmy remis w ciemno, bo graliśmy o trzy punkty, ale z mojej perspektywy wyjeżdżamy stąd z takim niedosytem. Szanujemy ten punkt, bo graliśmy z bardzo dobrym zespołem, natomiast wydaje mi się, że z perspektywy sytuacji mieliśmy ich więcej i były one bardziej klarowne. Pierwsze dwadzieścia minut zdecydowanie dla Wisły, aczkolwiek tam nie było sytuacji jakieś stuprocentowej. Natomiast później to my mieliśmy dwie okazje „Bendy”. Ta jedna była naprawdę bardzo dobra, bo w przerwie miałem okazję ją zobaczyć. Później bramka w drugiej połowie na 1:0 i myślę, że kluczowy moment tego spotkania dla nas to sytuacja na 2:0, której nie wykorzystaliśmy, a za chwilę za krótko piłkę wybiliśmy i Wisła generalnie w drugiej połowie - w końcówce - tą stroną sobie gdzieś tam otwierała te przestrzenie i atakowała, ale mimo wszystko trzeba też docenić fantastyczne uderzenie Rodado, bo to nie była aż taka stuprocentowa sytuacja. Była dobra, ale uderzył fantastycznie, więc na pewno wyjeżdżamy z takim trochę poczuciem niedosytu, szanując ten punkt, bo wiemy gdzie graliśmy. Na koniec powiem, że mając trzydzieści osiem punktów czujemy niedosyt i to chyba dobrze o nas świadczy, bo tych punktów mamy dużo i myślę, że ta wiosna zapowiada się w pierwszej lidze bardzo ciekawie dla wszystkich” - zaczął opiekun gości.
Na pytanie, czy trener nie żałuje, że Chuca nie został wprowadzony na boisku wcześniej, odparł: „Tak, tylko musimy też patrzeć na inne aspekty i dla nas również ważne było to, że potrzebowaliśmy wysokiego zawodnika. Jeśli chodzi o stałe fragmenty Wisły, to uważam, że jest groźna w tym aspekcie, a w drugiej połowie było tak, że jak zszedł Kamil Drygas, to gdzieś tam dwa razy zagotowała się piłka. Są jakieś założenia, a nie chciałem opierać naszej gry na stałych fragmentach, bo to nie o to chodzi. Ale na pewno taki był plan. Przede wszystkim cieszę się też, że on dał dobrą zmianę, bo to jest dla nas kluczowe. Grał pół godziny i zgadza się - dał dobrą zmianę. Zawsze zawodnik rzuca się w oczy, kiedy dał nam dużo w utrzymaniu piłki czy zmienił stronę. Trzeba się z tego cieszyć, ale tak, jak mówię - były różne powody tej decyzji”.
Mariusz Jop - Wisła Kraków
„Oczywiście po po remisie u siebie nigdy nie będziemy zadowoleni. Zawsze chcemy grać o zwycięstwo. Natomiast co do przebiegu meczu, to myślę, że pierwsze dwadzieścia minut były bardzo dobre - dużo odebranych przez nas piłek. Rywal w zasadzie nie za bardzo mógł sobie z tym radzić. Później trochę wytrąciła nas z takiego rytmu kontuzja Marca. Sporo stałych fragmentów gry po stronie rywala. Później trochę zgubiliśmy spokój z piłką, za dużo było rwanych akcji, za dużo było prostych strat. Druga połowa na pewno była bardziej otwarta, rywal miał swoje szanse z ataku szybkiego. My staraliśmy się budować wysoko. Stworzyliśmy może nie jakiś czyste sytuacje, ale były momenty, gdzie można było i trzeba było lepiej tę piłkę dograć z bocznego sektora. Także remis na pewno nas nie zadowala, traktuję to jako stratę dwóch punktów. Natomiast szanuję też rywala, bo to jest zespół, który nieprzypadkowo zdobył 38 punktów. i było widać też tę jakość u nich dzisiaj” - podsumował mecz trener Mariusz Jop.
Boiska z kontuzją opuścił Marc Carbó, do czego odniósł się szkoleniowiec: „Na pewno to jest problem ze stawem skokowym. Pojechał Marc teraz do szpitala na diagnostykę, będzie miał prześwietlenie, jak będzie trzeba będzie miał rezonans zrobiony. Na pierwszy rzut oka nie wygląda to dobrze, więc zobaczymy. Będziemy coś więcej widzieć jeszcze tej nocy” - mówił.
Po jednej z akcji zbudowanej przez Białą Gwiazdą arbiter początkowo podyktował dla gospodarzy rzut karny, ale zmienił nią po konsultacji z VAR. „Widziałem powtórkę z kamery taktycznej, tam jest dosyć duża odległość. Wydaje się, że chyba jednak na początku był kontakt z klatką piersiową, więc ta interpretacja później jest taka, że jeżeli jest najpierw ciało, a później ręka, to chyba karnego nie ma? Natomiast ja nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, więc nie chciałbym się tutaj akurat w tej kwestii wypowiadać. Rozmawiałem z sędzią o sytuacji, w której przerwał nasz szybki atak, gdy pośpieszył się z gwizdkiem i przerwał nam korzystną akcję. To było moje pierwsze pytanie. A drugie pytanie do sędziego było takie, że my po tej sytuacji z rzutem karnym mieliśmy rzut rożny, a sędzia dał rzut sędziowski. Wynikało to z tego, że zagwizdał, gdy piłka była na boisku. Gdyby piłka była poza boiskiem, gdy „Dudi” uderzał i bramkarz odbił, no to wtedy byłby rzut rożny, więc tak mi to Pan sędzia wytłumaczył, natomiast, jak każdy człowiek popełnia błędy i tak do tego podchodzę” - tłumaczył.
Przed starciem z Miedzią padło pytanie o fizyczność Wiślaków. Wówczas trener nie zdecydował się szerzej podjąć tematu, ale po ostatnim meczu odniósł się do tego zagadnienia: „Nie chciałem o tym mówić wcześniej, bo cały zespół walczył z wirusem. Nabawiliśmy się go w Warszawie i już w drodze powrotnej kilku zawodników miało objawy. Myślę, że kilku już grało ten mecz piątkowy też nie czując się optymalnie, więc to pytanie o fizyczność padło. Teraz je rozwijam, co mogło być przyczyną. Praktycznie cały sztab był dwa dni wyłączony i duża część zespołu, więc to było coś, co nam jeszcze w tej końcówce się przytrafiło. I na pewno to nam nie pomogło w przygotowaniach ani do meczu piątkowego, ani do meczu z Miedzią” - analizował. Nie brakowało też tematu mentalności krakowian: „Myślę, że jest to naturalne, że poza takim klasycznym zmęczeniem fizycznym, mięśniowym, jest zmęczenie układu nerwowego. I coś, co wymagało dużego pobudzenia przed każdym meczem, później te emocje opadały. Trzeba było znowu się pobudzać. To jest też naturalne, że niektórzy zawodnicy w tym aspekcie też czuli na pewno duże zmęczenie, wynikające z liczby spotkań w tej rundzie, więc oczywiście było widać, że zespół odczuwa już tę rundę, cały ten rok odczuwa dosyć mocno” - odparł.
O podsumowanie rundy poprosiła szkoleniowca dziennikarze. „Nie rozpatruję tego w kategorii ulgi. Na pewno był to trudny czas dla zespołu. Na pewno te przygotowania były, już tak mówiąc od początku sezonu, bardzo nietypowe. Nie było czasu na to, żeby zespół popracował, bo właściwie takim rytmem meczowym dochodził do siebie. Później zawodnicy, którzy do nas dochodzili też w bardzo różnym momencie, jeżeli chodzi o przygotowanie fizyczne. Często po długich urlopach też potrzebowali czasu na to, żeby tę formę zbudować i to też było widać u niektórych zawodników. Na przykład Łukasz Zwoliński wskoczył z dobrą formą na kilka spotkań, ale było też widać w dwóch, trzech ostatnich, że jednak też trochę spada z tą formą. Problemy też miał i „Roda” i inni zawodnicy. Na pewno był to bardzo wymagający czas dla zespołu, bo było plus osiem spotkań, plus dwa w Pucharze Polski, więc to obciążenie było zdecydowanie większe niż zazwyczaj na poziomie I ligi. I na pewno ci zawodnicy zasługują na to, żeby solidnie odpocząć po to, żeby później móc mocno popracować, bo okres przygotowawczy będzie bardzo, bardzo ważny i my na pewno musimy bardzo dobrze od początku wyglądać, bo ten margines błędu jest bardzo mały” - kontynuował.
Przerwa w rozgrywkach to okazja do przebudowy drużyny. Czy tak będzie przy R22? „Jeżeli chodzi o transfery, to tego w tym momencie nie wiem. Prezes chyba publicznie się wypowiedział, że jeżeli będą transfery z klubu, to będzie przestrzeń na transfery do klubu, bo wynika to z budżetu i z naszych możliwości, więc na ten moment nic więcej nie mogę powiedzieć w tej kwestii” - mówił.
W czasie przerwy w rozgrywkach Prezes Jarosław Królewski umówił się na rozmowę z trenerem Mariuszem Jopem w kontekście przyszłości. „Myślę, że taka rozmowa będzie między mną a Prezesem. Dla mnie sprawa jest cały czas otwarta, a Prezes cały czas może podjąć decyzję, jaką będzie uważał za najlepszą dla Wisły Kraków” - zakończył trener Mariusz Jop.