Drużyna Wisły Kraków straciła w sobotę ważne trzy punkty po zaciętej walce z Lechią Gdańsk, którą przegrała 3:4. Opiniami po meczu podzielili się trenerzy Szymon Grabowski i Albert Rudé.
Szymon Grabowski - Lechia Gdańsk
„Przepraszam Was bardzo, ale ten mój komentarz zupełnie nie będzie merytoryczny. Zacznę od tego, że jest to niesamowite szczęście całej społeczności Lechii Gdańsk. To, co zrobiła ta grupa ludzi, którzy biegali przez ten, można powiedzieć, niespełna rok po tej zielonej murawie, jest rzeczą niesamowitą. Dzisiaj mogę powiedzieć tylko, że jeżeli wracać do Ekstraklasy, w przypadku niektórych zawodników, niektórych ludzi związanych z klubem, jeżeli być w Ekstraklasie po raz pierwszy w przypadku kilku z nas, to właśnie w takim stylu. To jest niesamowite, co dzisiaj pokazaliśmy na Wiśle przeciwko tak dobremu zespołowi, przeciwko tak renomowanemu klubowi. Myślę, że czapki z głów przed moimi zawodnikami. To było coś niesamowitego! Dwa razy odwróciliśmy losy meczu. Myślę, że mogliśmy tych bramek zdobyć zdecydowanie więcej. Posiadanie piłki, zabawa w pewnych momentach, to cieszenie się, bo chyba też doszło do nich, że jesteśmy na dobrej drodze do tego, żeby dzisiaj świętować. To zostało dzisiaj nagrodzone i z tego miejsca gorące gratulacje i podziękowanie dla nich. Na pewno będzie jeszcze czas na podziękowania, gratulacje, ale zaczniemy to już robić teraz, zaczniemy to robić dzisiaj. Ten sukces jest to przede wszystkim sukces prezesa Paulo Urfera. Bez tego człowieka dzisiaj nie siedziałbym tutaj ja, na tym miejscu. Ci zawodnicy nie cieszyliby się, tak jak się cieszą teraz. Ten człowiek zaufał grupie ludzi, która stworzyła na boisku i poza boiskiem przede wszystkim kolektyw. To widać na każdym kroku. Więc myślę, to jest jego indywidualny sukces i serdecznie mu dziękuję i gratuluję. Gratuluję wszystkim ludziom w klubie, którzy od samego początku wierzyli w tych młodych chłopaków. Wierzyli w to, że są w stanie osiągnąć taki rezultat. Gratulacje i podziękowania dla moich zawodników. Proszę Państwa, uwierzcie mi, serce moje radowało się praktycznie przez większość tego roku, widząc ich, jak chcą pracować, jak się rozwijają, jak chcą się rozwijać. I widząc to, jak się bawią dzisiaj w szatni… normalnie łza w oczach się kręci, więc to jest ich sukces” - powiedział.
Albert Rudé - Wisła Kraków
„Za nami bardzo złożony i wielowątkowy mecz. Myślę, że zaczęliśmy bardzo dobrze. Dwa razy wyszliśmy na prowadzenie, ale później źle zarządziliśmy meczem przy prowadzeniu. To był moment, w którym musieliśmy częściej atakować, mieć więcej piłki, lepiej kontrolować mecz. Rywal zaczął grać bardzo dobrze. W tej części meczu trochę cierpieliśmy. Nie mogliśmy utrzymać naszego prowadzenia do przerwy. W drugiej połowie wszystko stało się bardzo trudne. Dwie czerwone kartki, dwa rzuty karne. Ten zły dzień przytrafił się w najgorszym możliwym czasie przeciwko najsilniejszej drużynie w lidze. Muszę powiedzieć, że mimo to drużyna wciąż szła do przodu. W dziesięciu, później w dziewięciu, wciąż szliśmy po swoje. Do końca, próbowaliśmy atakować, próbowaliśmy grać swoją piłkę. Zdobyliśmy bramkę. Staraliśmy się grać do końca, by uratować choćby punkt. To nie wystarczyło, ale muszę powiedzieć, że próbowaliśmy do ostatniego momentu tego meczu” - podsumował potyczkę #WISLGD.
Trener zapytany o to, czy nie powinien wcześniej ściągnac z boiska Davida Junki, który miał na swoim koncie żółtą kartkę, odparł: „Nie sądzę. Myślę, że grał bardzo dobrze, intensywnie w obronie. Szybko dostał żółtą kartkę, ale jest doświadczonym zawodnikiem i radził sobie z tym dobrze. Oczywiście, gdy zawodnik dostaje żółtą kartkę i musisz go zmienić, to często jest to trudna decyzja, ale w tej sytuacji wszystko było pod kontrolą. Takie rzeczy mogą zdarzyć się w meczu, przytrafiło się to Davidowi. To wszystko. Musieliśmy sobie z tym poradzić”.
Druga czerwona kartka w zespole Białej Gwiazdy powędrowała na konto Josepha Colleya. Jak szkoleniowiec ocenił te sytuację? „Takich rzeczy nie można kontrolować. Był kontratak, próbował wybić piłkę, muszę zobaczyć nagrania. Jeszcze ich nie widziałem, ale wydaje się, że nie dotknął piłki i dostał czerwoną kartkę. Musimy poczekać, aby dowiedzieć się, ile meczów pauzy dostanie. Na pewno w następnym spotkaniu nie zagra. Mamy innych zawodników gotowych, bardzo ciężko trenujących, aby dostać szansę. I następny mecz będzie dla nich” - mówił.
Boisko w wyniku zmiany opuścił Bartosz Jaroch, który wcześniej ucierpiał w jednym ze starć. Czy była to zmiana taktyczna, czy wręcz przeciwnie - zdrowotna? „Nie, to nie była zmiana taktyczna. To był problem fizyczny, który musimy sprawdzić” - zaznaczył.
Druga połowa w wykonaniu krakowian pozostawiała wiele do życzenia. Z czego to wynikało? „Nie mam na to odpowiedzi. Muszę dokładnie przeanalizować mecz. Muszę przyznać, że trudno było zarządzać sytuacją boiskową, gdy dostaliśmy taką bramkę na 2:2, w takich okolicznościach, w końcówce pierwszej połowy, gdy mieliśmy już prawie pewne prowadzenie 2:1 i została minuta do końca. I nagle, bum, 2:2. Było trudno, by tym zarządzić. Jeśli chodzi o taktykę i to, co się wydarzyło, to muszę to dokładnie przeanalizować” - kontynuował.
Sytuacja w tabeli Wisły znów się skomplikowała. Na pytanie, czy trener jest w stanie na ostatnie dwa mecze sezonu podnieść mentalnie tę drużynę, odpowiedział: „Bardzo dobre pytanie. Po pierwsze - musimy zrozumieć, że sami wpędziliśmy się w tę sytuację. To nie wina nikogo innego. Przez cały sezon nie mieliśmy stabilnych występów, a w tej chwili jesteśmy w takiej sytuacji, że musimy wygrać ostatnie dwa mecze, więc pierwszą rzeczą jest zaakceptowanie tej sytuacji. Musisz być odpowiedzialny za swoje błędy. A druga rzecz tak, jak widzieliście dzisiaj, mimo gry w dziewięciu próbowaliśmy naciskać, próbowaliśmy iść do przodu, strzeliliśmy gola. Tak będzie do końca, również pod względem nastawienia. Jeśli ktoś myśli, że Wisła się podda, popełnia bardzo, bardzo duży błąd, ponieważ my się nigdy nie poddamy. Będziemy dalej dążyć do osiągnięcia naszego celu. To jest w naszym DNA. Zrobiliśmy to wiele razy w tym sezonie. Zrobiliśmy to w sytuacjach granicznych, w różnych meczach, również w finale Pucharu Polski. Udowodniliśmy, że potrafimy odwrócić nasze losy, wierzę w moich zawodników. Wierzę w tę szatnię i wierzę, że możemy to zrobić”.