13. kolejka przyniosła Wiślakom komplet punktów w starciu z liderującą Bruk-Bet Termalicą Nieciecza. Zwycięstwo Białej Gwiazdy 2:0 skomentowali na konferencji prasowej trenerzy Marcin Brosz i Mariusz Jop.
Marcin Brosz - Bruk-Bet Termalica Nieciecza
„Od początku nie byliśmy w stanie narzucić swojego sposobu gry. Nie byliśmy w stanie wygrywać pojedynków i to nie tylko w środku, ale i w bocznych sektorach i zamiast atakować, to większymi siłami musieliśmy bronić. I to był jeden z powodów, dla których stwarzaliśmy bardzo mało sytuacji w pierwszej połowie. Po zmianie stron pierwsze minuty dawały nam jakąś nadzieję. Stworzyliśmy jedną bądź dwie sytuacje. Ta gra zaczęła przypominać nasz sposób gry, natomiast to trwało 15-20 minut, czyli zbyt mało i w końcówce znowu zaczęliśmy to, co było na początku, czyli oddawać inicjatywę. Na pewno cofnęliśmy się niepotrzebnie. Nie atakowaliśmy sytuacji, ale stwarzaliśmy ich zbyt mało, żeby dać sobie jakąkolwiek szansę” - podsumował mecz trener gości.
Środek pola przejął James Igbekeme. Czy to właśnie był klucz do wygranej Wisły? „Tak, na pewno, ale nie tylko środek. Nawet jak udało nam się wygrać pojedynek, to mam to przed oczami, że robiliśmy to zbyt wolno. Podania nie szły zdecydowanie do przodu. Szukaliśmy jeszcze innych rozwiązań, ale brakowało dynamiki. To nie tylko środek, bo w bocznych sektorach, jak się tam dostawaliśmy, to nie byliśmy w stanie naszym sposobem dostać się w pole karne i tam być groźnym. Jeśli większość pojedynków przegrywaliśmy, to zamiast atakować musieliśmy bronić. A naszą siłą jest atak i tutaj to było widoczne. Przegraliśmy jako zespół. Nie tylko środek pola, ale ogólnie tych pojedynków powinniśmy tutaj zdecydowanie więcej wygrywać, jeśli chcemy powalczyć” - analizował.
Dziennikarze dopytywali, z czego wynikała absencja Lukasa Spendlhofera oraz czym spowodowane były zmiany w przerwie spotkania? „Odnośnie Lukasa, to już w ostatnim meczu czuł pewne dolegliwości, ale siłą charakteru grał do końca. Jest po rezonansie, który nie wykazał dużych zmian, więc mamy nadzieję, że od poniedziałku wznowi treningi. Natomiast zmiany w składzie… Chcieliśmy zmienić trochę oblicze tego meczu. Wprowadziliśmy Morgana Fassbendera - silnego napastnika o nieco innym profilu niż Kacper Karasek. Chodziło o to, żeby zmienić trochę formację na dwóch silnych, szybkich napastników. Liczyliśmy na to, że Kamil Zapolnik utrzymując piłkę i zgrywając ją do drugiej linii da nam szansę na wolne pole, bo w tym bardzo dobrze czuje się Morgan. Na początku drugiej połowy były tego efekty, bo nie tylko zaczęliśmy rozrywać obronę Wisły, ale też przegrywaliśmy z jednej strony na drugą. To był taki optymistyczny moment, gdy wydawało się, że lepiej rozegramy tę połowę, ale - tak jak powiedziałem - trwało to 15-20 minut. Później znowu mecz się ustabilizował” - dodał.
Z czego - zdaniem mediów - wynikał brak reakcji Bruk-Betu po stanie gola na 0:1? „Chcieć to jedno, ale nie byliśmy się w stanie przebić... Zagraliśmy trójką napastników. Po bramce wprowadziliśmy grę na trójkę napastników, bo wprowadziliśmy Kubę Wróbla. Były znamiona, że zaczynamy coś budować, ale one były bardzo szybko przerywane i zamiast zrobić krok do przodu, to często musieliśmy wracać pod nasze pole karne, gdzie każda piłka w boczne sektory była dla nas groźna. Nie byliśmy się w stanie utrzymać wyżej w strefie, w której planowaliśmy. Wisła postawiła nam bardzo wysokie wymagania w tym meczu” - mówił.
Drużyna z Niecieczy słabiej radzi sobie niż na początku sezonu, do czego także odniósł się szkoleniowiec: „Musimy też docenić Wisłę. Zagrała bardzo dobre spotkanie. Naszym atutem były wygrywane pojedynki, łatwość dochodzenia do sytuacji strzeleckich. Nawet w ostatnim meczu ze Zniczem mieliśmy prawie trzydzieści sytuacji, gdy mogliśmy strzelić bramkę. Tam bardziej skuteczność szwankowała, bo sytuacje były. Ten mecz był całkowicie inny od tego piątkowego. Teraz było całkowicie inne spotkanie dwóch mocnych zespołów i trzeba docenić przeciwnika, który rozegrał bardzo dobry mecz”. „Chcieliśmy grać inaczej, chcieliśmy narzucić swój sposób gry, ale tutaj przeciwnik nam się przeciwstawił. Przerywał od samego początku budowanie naszych akcji. Nie pozwolił nam rozgrywać ani przez obrońców, ani przez defensywnych pomocników. Zostawił nam otwartą drogę do napastników, ale tutaj również nie byliśmy w stanie utrzymać się przy piłce. Nie byliśmy w stanie podejść wyżej. Myślę, że jedno i drugie zadecydowało. To są mecze, po których często podkreślam, że dużo pracy przed nami. Zdajemy sobie z tego sprawę, ale takie mecze też pokazują, że to nie tylko słowa, ale tak naprawdę musimy wykonać jeszcze dużo pracy, żeby w takich meczach prezentować się zdecydowanie lepiej” - zakończył trener Marcin Brosz.
Mariusz Jop - Wisła Kraków
„Na pewno jest duże zadowolenie, bo wygraliśmy mecz z liderem. To jest jakby oczywista sprawa. Mecz nie był łatwy, bo w pierwszej połowie troszkę za długo przetrzymywaliśmy piłkę w strefie środkowej i tutaj rywal też starał się wykorzystywać tę fazę przejściową. Z tym mieliśmy trochę problemów, ale tak ogólnie patrząc na naszą grę, to myślę, że jest to zasłużone zwycięstwo. Stworzyliśmy dużo więcej sytuacji od rywala, byliśmy groźni i przy stałych fragmentach gry i z budowania, i z ataku szybkiego, także tutaj ta różnorodność ataków była duża z naszej strony. Można powiedzieć, że dobry wieczór, dobry dzień był dla nas. Cieszę się, że przyszło dużo kibiców, myślę że daliśmy im satysfakcję i radość” - ocenił spotkanie trener Wiślaków. „Każde zwycięstwo smakuje tak samo. Za każde zwycięstwo są trzy punkty, więc nie robiłbym tutaj żadnej gradacji, że mniej mnie cieszy wygrana z Odrą Opole czy z Pogonią Siedlce. Każde zwycięstwo jest ważne, bo każde zwycięstwo daje taką samą liczbę punktów” - dodał.
W piątek dobrze zaprezentował się wchodzący z ławki Angel Baena. Czy to oznacza, że jest bliżej wyjściowego składu niż do tej pory? „Myślę, że na tym polega też nasza siła, że jest bardzo duża rywalizacja w treningu. Zawodnicy wchodzący na boisko dają tę jakość. Dzisiaj „Baenka” dał dwie asysty. Nie pamiętam, żeby miał taki mecz w barwach Wisły Kraków, żeby zaliczył dwie asysty w jednym spotkaniu, także świetne wejście, no ale tutaj jest duży znak zapytania, jeśli chodzi o jego zdrowie, bo w tym jednym kontakcie dostał mocno w mięsień czworogłowy. Był jeszcze rozgrzany, więc dograł ten mecz, natomiast może być problem. Mamy teraz za kilka dni kolejne spotkanie we wtorek i niewykluczone, że będzie kilka zmian w składzie” - mówił.
Zespół z Krakowa poszedł za ciosem i za wszelką cenę próbował dorzucić drugie trafienie. „Filozofia naszej gry jest jasna i zawodnicy ją znają i przekaz jest jeden, że bez względu na wynik kontynuujemy nasza grę. Czy przegrywamy, czy wygrywamy chcemy dalej atakować, chcemy dalej być wysoko na połowie rywala. I to było widać po zdobytej bramce też pierwszej, gdy stwarzaliśmy sytuacje. Byliśmy bardzo groźni, byliśmy cały czas w pressingu, więc to jest założenie i to jest nasza filozofia gry” - zwrócił uwagę, odpowiadając na pytanie, czy była wiara w pozytywne zakończenie meczu: „Jakby nie było podstaw do tego, bo stwarzaliśmy sytuacje. Była kwestia realizacji tych momentów, bo już w pierwszej połowie było kilka bardzo dobrych sytuacji, po których te bramki powinniśmy zdobyć. Tutaj jak najbardziej cierpliwość, jak najbardziej wiara w to, co się robi, konsekwencja. To są te rzeczy, które my chcemy żeby były powtarzane, bo wielokrotnie w poprzednich spotkaniach pokazywaliśmy, że zachowujemy ten spokój, że zachowujemy swój model gry i dążymy do tego żeby zdobywać bramki bez względu na to, jaki jest scenariusz meczu”.
Dwa trafienia zaliczył Łukasz Zwoliński. Na pytanie, w jaki sposób szkoleniowcowi udało się odmienić tego zawodnika, odparł: „Już mówiłem na temat Łukasza. Przychodząc do nas miał trochę perypetii w Rakowie, brakowało mu minut, brakowało mu tego czucia boiskowego, partnerów na boisku. Potrzebował trochę czasu, żeby i fizycznie dojść do siebie, i też żeby zrozumiał, jakie są dokładnie oczekiwania w stosunku do niego. Ma jasne wytyczne, w której fazie jak się ma zachowywać, czego od niego oczekujemy - czy ruchu za plecy, czy ruchu do piłki, w którym momencie ma to robić. To jest dosyć jasne i wydaje mi się, że dla zawodnika to jest duże ułatwienie, że ma jasne kryteria i oczekiwania”.
W bramce Białej Gwiazdy wystąpił Patryk Letkiewicz, który zachował czyste konto, jednak dziennikarze dopatrzyli się zbytniej nonszalancji w zachowaniach boiskowych golkipera. „To jest zawsze ocena przez zawodnika, czy ma komfort, żeby przyjąć czy może zagrać do środka lub czy musi zagrać dłuższym podaniem. Patryk faktycznie w tym elemencie, jeśli chodzi o grę nogami, jest dobry, jest obunożny. Potrafi piłkę wprowadzać. I tak, zdarzyły się jakieś tam dzisiaj drobne błędy. Oczywiście analiza będzie, bo zawsze ona jest i będziemy na pewno zwracać uwagę żeby w niektórych sytuacjach był ostrożniejszy” - kontynuował.
Wysoką formę prezentuje też Rafał Mikulec, co zapytano również szkoleniowca: „Ogólnie wzrost formy zawodników związany jest z rywalizacją w zespole, z jakością treningu, z intensywnością treningu. Rafał ma trochę inne zadania teraz. Nie chcę wchodzić w szczegóły, natomiast ma inne zadania, jeśli chodzi o atakowanie. Dużo też pracujemy, jeśli chodzi o działania defensywne, jeśli chodzi o Rafała, bo też miał takie momenty, gdy za mało przewidywał sytuacje, jakie mogą się wydarzyć, bo też musi pamiętać o tym, że przede wszystkim jest obrońcą i z tego głównie jest rozliczany. A to, że ma atuty w atakowaniu, że potrafi grać w ataku pozycyjnym, to jest jego dodatkowa zaleta” - zakończył trener Mariusz Jop.