Po listopadowej przerwie na kadrę Wisła Kraków zgarnęła trzy punkty w szalonym meczu rozgrywanym przy R22. Dwie asysty przy bramkach kolegów zaliczył Szymon Sobczak, z którym porozmawialiśmy po meczu.
„Takie wygrane smakują bardzo. Nie tylko nam piłkarzom, ale też kibicom, bo wiara w każdym z nas powinna być do końca. Często o tym mówimy, później czasami zapominamy, ale przychodzą takie mecze jak ten z GKS-em i on oddał nam wiele z tego sezonu. Ja nie pamiętam, żebyśmy wcześniej tak wrócili do gry jak w tym spotkaniu. Praktycznie w naszej ostatniej akcji zapewniliśmy sobie zwycięstwo w niezwykle ważnym dla nas meczu. U nas nawet remisy nie cieszą, więc wygrana w takich okolicznościach sprawia podwójną radość” - zaczął.
„Lubię podkreślać, żebyśmy przestali się zachowywać tak, jakby żaden przeciwnik nie miał prawa nas dotknąć. To tak nie działa. Każdy rywal chce zrobić swoje i są momenty w meczu, gdy trzeba potrafić się wybronić, nawet grając czasami w obronie niskiej. Oczywiście wiem, że przy wyniku 1:1 miałem dobrą okazję, mogłem uderzyć bardziej precyzyjnie i mogła być 2:1 dla nas. Przede wszystkim jednak z perspektywy boiska wydaje mi się, że zbyt łatwo traciliśmy bramki. Po ostatnich meczach, w których w defensywie spisywaliśmy się bardzo dobrze, daje to trochę inny obraz naszej gry. Na koniec cieszą jednak przede wszystkim trzy punkty, bo to zakładaliśmy na ten mecz. Szczerze? W tym meczu nie był ważny styl, tylko wygrana. I tak będzie do końca rundy. Wiemy, jak wygląda tabela, dlatego styl schodzi na dalszy plan, liczymy tylko punkty. Tylko na to będziemy do końca roku patrzeć” - dodał.
Jedna z asyst w wykonaniu Sobczaka była zupełnie nietypowa, bo zaliczona plecami.
„Rollercoaster… O tej pierwszej niektórzy mówią, że to był przypadek. Ja powiem tak, że widziałem, że Igor Sapała dobrze posłał dalekie podanie. To było ćwiczone, żeby wykorzystywać wolne przestrzenie. Może mój timing nie był w tej sytuacji idealny, ale widziałem, że ta piłka leci i chciałem odegrać do Goku już nieważne jak. Fajnie się zabrał i padł gol. Przede wszystkim szukaliśmy w tym meczu strzałów. To było w porządku. Może jeszcze brakowało precyzji, może jeszcze to boisko nie jest idealne, co czasami nie pomaga, gdy wydaje się, że ostatnie podanie jest proste, ale jednak wychodzi inaczej. A co do tej ostatniej asysty i gola, to muszę to mocno podkreślić, bardzo mi na tym zależy, żeby to wybrzmiało. Powiedzieliśmy sobie to zresztą w kółku już po końcowym gwizdku - musimy zawsze grać do ostatniej sekundy, bo taka jest ta liga, że tak do tego trzeba podchodzić. Myślę, że jeszcze nie do końca to do nas dociera, z czego wyszyliśmy obronną ręką w tym meczu. Wygraliśmy spotkanie, które mogło się ułożyć odwrotnie. Doceńmy to, bo to jest nasz mały kroczek, małe światełko w tunelu, że zaczyna się coś bardziej trwałego” - zakomunikował.
Sobczak spisał się też przy bramce Angela Baeny, gdzie ze skrzydła dograł koledze piłkę.
„Grywałem już na skrzydle. Chłopaki śmiali się, że pewnie sam jako napastnik chciałbym dostawać takie piłki. Mamy takich zawodników, którzy potrafią tak wrzucać. A co do tej akcji, to wszystko w niej zagrało. Trafiłem z dośrodkowaniem w punkt, Angel uderzył w punkt. Gdybyśmy dziesięć razy próbowali tak to zrobić, to nie wiem, ile razy by wyszło. To był świetny kontratak i najważniejsze wykończenie. Co tu dużo mówić, ostatnia akcja meczu, gol i chyba było widać po naszej radości jak bardzo nam zależało na tej wygranej. Myślę, że jako zespół zasłużyliśmy na to. Wiem, że ten mecz nie był piękny, ale był trzymany przez nas w ryzach. Nie odpuściliśmy nawet na chwilę. Nawet jak straciliśmy gola na 1:2, to szły sygnały z boiska, że możemy ten mecz odwrócić. Udało się!” - kontynuował.