Kolejna foto zagadka.
Wisła Kraków obchodziła wówczas jubileusz 50-lecia swojego istnienia. Zaplanowano szereg imprez uświetniających te urodziny - wśród nich piłka nożna wysuwała się na pierwszy plan. Do Krakowa zaproszono aż trzy zagraniczne drużyny. O ile Dynamo Moskwa i Vasas Csepel bez wątpienia byli mocnymi i atrakcyjnymi przeciwnikami, o tyle trzeci rywal budził bez mała prawdziwą sensację. Oto pod Wawel zawitać miała egzotyczna drużyny z dalekiej Brazylii - América Futebol Clube Belo Horizonte. W ówczesnych realiach taki przeciwnik poruszał wyobraźnię. Kontakty międzynarodowe były wątłe nie tylko z powodu ograniczeń technologii komunikacyjnej i transportowej - również realia polityczne odcinały Polskę od świata zewnętrznego. A oto na stadion Wisły zawitać mieli prawdziwi piłkarze z Kraju Kawy! Moacir, Ernani, Geraldo, Gunga - kibice zapewne odczytywali te nazwiska z wypiekami na twarzy, zastanawiając się, co zaprezentują Brazylijczycy.
Licznie zgromadzona publiczność nie zawiodła się. Belo Horizonte pokazało futbol, z którego Ameryka Południowa słynie „od zawsze” - technika użytkowa na najwyższym poziomie, sprawne operowanie piłką, sztuczki i niespodziewane zagrania wykonywane z najwyższą łatwością - taka była gra Brazylijczyków. Zadanie bez wątpienia ułatwiała im piłka - goście przywieźli bowiem własną futbolówkę, w typie Wiślakom nieznanym. „Były te piłki jakieś dziwne, takie typowe plażówki. Strasznie lekkie i jak się je kopnęło mocniej, od razu leciały wysoko do góry” - opisywał obrońca Wisły, Ryszard Budka. W sytuacji bardzo szybko zorientował się Mieczysław Gracz, który swoją karierę zakończył 3 lata wcześniej. Filigranowy napastnik na boisku imponował sprytem - podobną cechę pokazał i teraz. Mecz obserwował zza bramki i gdy piłka wyszła poza plac gry Gracz podał ją bramkarzowi - przy okazji przebijając futbolówkę szpilką od wiślackiej odznaki. Brazylijczycy mieli do niego wiele pretensji, ale widzowie i sędzia w pierwszej chwili nie wiedzieli co się stało i za czyją sprawą. A zresztą cóż było począć - mecz dokończono krakowską piłką, do której wiślacy byli przyzwyczajeni.
Brazylijskiej technice krakowianie przeciwstawili ambitną grę. Wisła była również w lepszej dyspozycji fizycznej - goście bez wątpienia odczuwali trudy dalekiej wyjazdu, szczególnie że w trakcie tournée rozgrywali dużo spotkań w krótkim czasie. Brakowało im świeżości i szybkości, przez co ich niekwestionowana przewaga techniczna nie przekładała się na wynik. Nasze zdjęcie przedstawia właśnie jedną ze scen oddających tę sytuację - bramkarz Białej Gwiazdy Władysław Machowski okazał się szybszy od napastnika Belo Horizonte i w odważny, ale pewny sposób chwyta futbolówkę. Asekuruje go legendarny obrońca Władysław Kawula - prywatnie dziadek obecnej rzecznik prasowej Wisły, Karoliny Biedrzyckiej.
Gdy wydawało się, że mecz zakończy się bezbramkowym rezultatem, w zamieszaniu w polu karnym jeden z gości zagrał piłkę ręką. Nie było najmniejszych wątpliwości, że Wiśle należy się rzut karny, ale przy tej okazji Brazylijczycy też pokazali swój temperament. Długo nie pozwalali wykonać stałego fragmentu gry, gestykulowali, pokazywali sędziemu na zegar boiskowy sugerując, że mecz powinien już się zakończyć, przestawiali piłkę ustawioną przez Wiślaka na 11 metrze… W końcu jednak Marian Machowski pewnie umieścił futbolówkę w siatce i wkrótce potem utonął w objęciach kibiców, którzy pełni radości wbiegli na murawę ciesząc się z wygranej!