Kolejna foto zagadka.
W okresie międzywojennym spotkania towarzyskie miały znacznie większą rangę, niż współcześnie. Dzisiaj są to sparingi, jednostki treningowe w programie przygotowań do zasadniczych rozgrywek, okazje do przetestowania zawodników rezerwowych. Nic zatem dziwnego, że do wyników takich gier nie przykłada się obecnie większej wagi. W czasach Henryka Reymana było jednak inaczej - na zawodach towarzyskich nie było taryfy ulgowej, były to pojedynki, w których - jak zawsze - należało godnie reprezentować barwy klubowe i w honorowej rywalizacji walczyć o zwycięstwo. Było to szczególnie istotne w przypadku gier z drużynami zagranicznymi. Nie było wówczas europejskich pucharów w znanej nam dzisiaj formie, reprezentacja Polski rozgrywała zaś mniej spotkań, niż obecnie. W efekcie polscy piłkarze nie mieli gwarancji uczestniczenia w regularnych potyczkach międzynarodowych - możliwość zmierzenia się z zagranicznymi zawodnikami zależała od zdolności działaczy do nawiązania kontaktów z obcymi klubami i zorganizowania spotkań towarzyskich.
W tym kontekście łatwiej zrozumieć, jak wielkim wydarzeniem dla piłkarzy i sympatyków Wisły Kraków musiał być wyjazd Białej Gwiazdy do Francji i Belgii w 1933 roku. Kontakty międzynarodowe nie były czymś powszechnym, a gdy już do nich dochodziło, to najczęściej z zespołami z państw sąsiednich - tu tymczasem Wisła miała rozegrać pięć spotkań w dalekiej Francji i Belgii!
Najbardziej prestiżowy był bez wątpienia drugi mecz tournée, wyznaczony na 17 maja. Rywalem Białej Gwiazdy były Czerwone Diabły - Les Diables Rouges, czyli nieoficjalna reprezentacja Belgii. Spotkanie rozegrano na stadionie Heysel w obecności przeszło 30 tysięcy widzów. Mecz swoją obecnością zaszczycili sam król Belgów Albert I wraz z następcą tronu, księciem Leopoldem. Dodatkowym elementem niezwykłej atmosfery tego spotkania było oświetlenie elektryczne - na owe czasy rzecz wcale nie powszechna. Dla Wisły był to pierwszy występ przy sztucznym oświetleniu, przy czym krakowianie skorzystali z gościnności klubu Union Saint Gilloise i w przededniu meczu przeprowadzili czterdziestominutowy trening na ichniejszym stadionie, by choć trochę obyć się z niezwykłymi warunkami oświetleniowymi (na marginesie można dodać, że na stadionie Białej Gwiazdy w Krakowie jupitery zamontowano dopiero 39 lat później). Korespondent Przeglądu Sportowego już przed wyjazdem Wisły przestrzegał przed grą przy sztucznym świetle. „Z trybun wygląda to pięknie i oryginalnie: na tle ciemnej murawy toczy się pomalowana na biało piłka i widzom zdaje się, że gracze nie odczuwają absolutnie zmiany warunków gry. Wystarczy jednak samemu wejść na krótko na boisko, aby przekonać się, że jest zupełnie odwrotnie. Piłka widoczna świetnie z trybun na ciemnym placu ginie raz po raz z oczu; co gorzej, zatraca się zupełnie poczucie dystansu – człowiek nie wie czy znajduje się ona od niego o 10, czy o 20 metrów. Poza tym ostry strzał dla bramkarza bez bardzo długiego treningu jest niemal niemożliwy do sparowania, gdyż zanim się oswoi on z tymi tak swoistymi warunkami, już parokrotnie będzie musiał wyjmować piłkę ze swej siatki”. Warto zaznaczyć, że autorem tych słów był Stefan Jelski - piłkarz wówczas przebywający na emigracji w Belgii, a we wcześniejszych latach zawodnik Polonii Warszawa i Wisły Kraków.
Na naszym retro zdjęciu widzimy przywitanie przed meczem Diables Rouges - Wisła Kraków, 17 maja 1933 roku, około godziny 21:00 na stadionie Heysel w Brukseli. Henryk Reyman wymienia uścisk dłoni z kapitanem Belgów, Nicolasem Hoydonckxem. Belg trzyma pamiątkową tarczę z godłem Wisły, otrzymaną przed chwilą od Reymana. Pomiędzy piłkarzami stoi arbiter spotkania John Langenus, który w historii piłki nożnej zapisał się tym, że sędziował pierwszy finał Mistrzostw Świata (w 1930 roku w Urugwaju). Gospodarze nie tylko desygnowali do gry w nieoficjalnej reprezentacji kraju znakomitych piłkarzy, ale także powierzyli prowadzenie zawodów jednemu z najlepszych sędziów na świecie. Zwraca uwagę „mrok” za plecami zawodników - można przypuszczać, że sztuczne oświetlenie nie było zbyt mocne. Takie warunki faktycznie mogły mieć wpływ na dyspozycję Wiślaków, przyzwyczajonych do gry przy świetle dziennym.
Wisła mecz z reprezentacją Belgii przegrała 0:3. Atak krakowian nie był w stanie sforsować defensywy gospodarzy. Henrykowi Reymanowi życie szczególnie uprzykrzyli środkowy pomocnik August Hellemans i para stoperów Henri De Deken i Nicolas Hoydonckx. By uzmysłowić sobie klasę tych obrońców wystarczy wspomnieć, że cała trójka reprezentowała swój kraj na Igrzyskach Olimpijskich w Amsterdamie w 1928 roku oraz na Mistrzostwach Świata w Urugwaju w 1930 roku, a Hellemans wystąpił także na Mistrzostwach Świata w 1934 roku we Włoszech. Biała Gwiazda była słabsza od Czerwonych Diabłów, ale i tak zyskała sobie uznanie i sympatię miejscowej publiczności - za sprawą gry pełnej ambicji. Wobec siły przeciwnika wynik 0:3 polska prasa oceniała jako sukces. „Ładna gra Wisły w Brukseli. Tylko trzy bramki strzela Belgia Wiśle” - pisał Przegląd Sportowy.
Spotkanie było wielkim wydarzeniem i wzbudził olbrzymie zainteresowanie. „Od południa do Brukseli przychodziły już pociągi kibiców z prowincji, a z całego miasta pościągano tramwaje w ten sposób, iż ruch niemal zupełnie skierowany został w kierunku stadjonu” - relacjonował Ilustrowany Kuryer Sportowy Raz, Dwa, Trzy. „Mecz obfitował w tyle ciekawych momentów i odznaczał się tak piękną grą, że król, zamiast, jak to było przewidziane, do połowy - pozostał na całym meczu. Po odgwizdaniu meczu przez sędziego Langenusa król wszedł wraz z następcą tronu na boisko, uścisnął graczom Wisły rękę, gratulując im, a przede wszystkim bramkarzowi Kilińskiemu jego wspaniałej gry” - wydarzenie to było dla zawodników i Towarzystwa Sportowego tak podniosłe, że szczegółowo opisano je w księdze na jubileusz 30-lecia Wisły.
Wyprawa Wisły do Belgii i Francji odbiła się szerokim echem. W kraju nie brakowało krytycznych komentarzy pod adresem kiepskich rezultatów uzyskanych przez Wisłę. Z drugiej jednak strony podnoszono zarówno wysoki poziom sportowy przeciwników, jak i poza piłkarskie korzyści z tournée. Niewątpliwie wyjazd ten był także osobistym wielkim przeżyciem dla każdego z zawodników i pozostawił wspaniałe wspomnienia - musiał zaś być szczególny dla Henryka Reymana, gdyż okazało się, że były to jedne z ostatnich występów w jego karierze…