Wiślackie rekordy.
FC Brugge – Wisła Kraków 2:1
Losowaniu pierwszej serii rozgrywek Pucharu Europy, najwyższych rangą klubowych rozgrywek w Europie, towarzyszyły wielkie emocje i jego wyników oczekiwano w Krakowie w pełnym napięciu. Trudno byłoby wybrać potencjalnie łatwego przeciwnika, ponieważ, jak napisało „Echo Krakowa”: „33 zespoły stanęły w szranki rozgrywek, towarzystwo znakomite, doborowe, sami mistrzowie swych krajów, z jednym tylko wyjątkiem — angielskiego Liverpoolu, który nie zdobył prymatu w swym kraju, lecz wystąpi w rozgrywkach jako obrońca trofeum. W tej świetnej kompanii znalazła się „Biała gwiazda", drużyna, która po wielu, wielu latach spełniła wreszcie oczekiwania, kibiców i wywalczyła ponownie mistrzostwo Polski.” Wyniki losowania zawieść nie mogły tych, którzy wyczekiwali rywala z górnej półki i rywalizacji stojącej na wysokim poziomie. Podopieczni Oresta Lenczyka stanąć mieli w szranki z zeszłorocznym finalistą Pucharu Europy, FC Brugge, który stawiany był w roli pewnego faworyta. Wydawało się, że czarne scenariusze się sprawdzą, a przygoda Białej Gwiazdy z europejskimi rozgrywkami skończy się bardzo szybko, zwłaszcza, że pierwszy mecz w Belgii nie zakończył się dla Wiślaków szczęśliwie. Pod Wawel wrócili z pustymi rękami i zerowym dorobkiem punktowym, choć bramka zdobyta przez Zdzisława Kapkę na kilka minut przed końcem spotkania sprawiła, że krakowianie zachowali szansę na awans do II rundy. Do porażki Wiślaków przyczyniły się błędy w grze defensywnej, po której padły bramki dla gospodarzy oraz niezbyt wysoka skuteczność w ataku Wiślaków, którzy jednak wykazali się w drugiej połowie determinacją, co zaowocowało zdobyciem honorowej bramki.
Wisła Kraków – FC Brugge 3:1
27 września 1978 roku na stadionie Białej Gwiazdy pojawiło się około 40 tysięcy kibiców, chcących na własne oczy obejrzeć drugą odsłonę dwumeczu z FC Brugge. Gospodarze przystąpili do drugiego starcia bez kompleksów, starając się odsunąć jak najdalej od siebie myśli o stawce tego meczu i szukając swojej szansy na otworzenie wyniku, co nastąpiło w 26. minucie. Kazimierz Kmiecik celnym strzałem z linii pola karnego pokonał Birgera Jensena i dał krakowianom prowadzenie, które utrzymali do 50. minuty. Po zdobyciu pierwszej bramki, gra Wiślaków przestała się kleić, za to przyjezdni stwarzali coraz większe zagrożenie, czego efektem było trafienie autorstwa René van der Eyckena. Wynik remisowy premiował awansem ekipę gości, którzy po wyrównaniu zwolnili nieco tempo. Entuzjazm kibiców zgromadzonych na stadionie Białej Gwiazdy opadł, lecz to, co wydarzyło się w końcówce meczu przeszło ich najśmielsze oczekiwania. Najpierw, na 8 minut przed końcem spotkania, Leszek Lipka wpakował futbolówkę do siatki rywala, a potem, kibiców, przygotowujących się już do dogrywki, uradował Janusz Krupiński, który po błędzie Belgów i zamieszaniu w polu karnym umieścił piłkę w bramce. Arbiter uznał bramkę, jednak golkiper gości nie zamierzał tak łatwo pogodzić się z jego decyzją, który po protestach gości, zdecydował się na konsultacje z bocznym arbitrem. Tysiące wiślackich serc dosłownie zatrzymało się, by chwilę później znów zacząć szaleńczo bić z radości, gdy sędzia podtrzymał swoją decyzję, dzięki której Wiślacy awansowali do kolejnej rundy.
Zbrojovka Brno – Wisła Kraków 2:2
Październikowe starcie ze Zbrojovką Brno również rozgrywane było przy bardzo licznej publiczności, jednak tym razem w większości wspierała ona nie Wiślaków, a ich przeciwnika. Oba zespoły nie najlepiej radziły sobie w tamtym czasie w lidze i do tego meczu podchodziły zmotywowane, by pokazać swoje piłkarskie umiejętności. Pomimo tego, że początek spotkania w wykonaniu gospodarzy, którzy atakowali z animuszem, był bardzo aktywny, to pierwsze trafienie na swoje konto zapisała Biała Gwiazda, a konkretnie Kazimierz Kmiecik, który w 37. minucie wpakował ją do siatki. Stracona bramka nie zniechęciła gospodarzy, wręcz przeciwnie, ich zapędy w pole karne Wiślaków stały się jeszcze bardziej zaciekłe. Już minutę po trafieniu Kmiecika mogło być 1:1, ale piłkę po rzucie karnym podyktowanym za przypadkowe zagranie ręką jednego z Wiślaków obronił Stanisław Gonet. W drugiej odsłonie spotkania szczęście go jednak opuściło, gdy Josef Pesice uderzał z jedenastego metra. W pięć minut później sytuacja Wiślaków jeszcze bardziej się pogorszyła, bowiem drużyna z Brna zaliczyła kolejne trafienie. Zawodnicy Oresta Lenczyka nie zamierzali składać broni, a ich upór pozwolił im wywalczyć w Bronie remis, po bramce Henryka Maculewicza w 87. minucie spotkania.
Wisła Kraków – Zbrojovka Brno 1:1
W spotkaniu rewanżowym z mistrzem Czechosłowacji Wiślakom do szczęścia i zrobienia kolejnego kroku w stronę finału Pucharu Europy wystarczyła skromna wygrana lub nawet remis 0:0 czy 1:1. Przyjezdni nie mieli jednak najmniejszego zamiaru odpuścić, nauczeni doświadczeniem z pierwszej rundy, w której mierzyli się z Dozsą Ujpest, że warto walczyć do końca. Po remisie w meczu domowym 2:2, w spotkaniu rewanżowym zdołali zaaplikować gościom z Węgier dwie bramki, które dały im upragniony awans. Czechosłowacy z zacięciem przypuszczali ataki na bramkę Goneta, dominując w środkowej części boiska, lecz to krakowianom jako pierwszym udało się przechylić szalę na swoją stronę. Po taktycznych modyfikacjach trenera Lenczyka, gra jego podopiecznych nabierała tempa, co w efekcie doprowadziło do zdobycia bramki przez Zdzisława Kapkę w 54. minucie. Ostudziło to nieco zapał i zapędy gości, a kontrolę nad przebiegiem spotkania przejęli w większej mierze Wiślacy. Choć w 77. minucie bramkę dla Zbrojovki strzelił jeszcze Libor Došek, to nie na wiele się ona zdała, bo z awansu do grupy ośmiu najlepszych zespołów cieszyć się mogła polska drużyna.
Wisła Kraków – Malmö FF 2:1
Los zadecydował, że ćwierćfinałowe spotkanie miało być pojedynkiem Białej Gwiazdy z doświadczonym, aczkolwiek często kończącym swoją przygodę w europejskich pucharach w pierwszych rundach, zespołem Malmö FF. Szwedzki zespół przyjechał do Krakowa z zamiarem nie dopuszczenia przeciwnika do wypracowania sobie dogodnej pozycji, z której mógłby przystąpić do kolejnego spotkania. W 13. minucie sam za to zaliczył pierwsze trafienia, otwierając tym samym wynik pierwszego ćwierćfinałowego spotkania. Tommy Hannson pokonał bramkarza Wisły, ale po upływie kolejnych 13 minut gry na trybunach rozległ się potężny okrzyk zbiorowej radości, gdy Adam Nawałka z bliskiej odległości umieścił futbolówkę w siatce. Od tego momentu gospodarze częściej przypuszczali ataki na bramkę Malmö FF, stwarzając sobie sporo okazji do podwyższenia wyniku. W końcu prowadzenie udało się powiększyć na pięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry za sprawą uderzenia Kazimierza Kmiecika, który chwilę wcześniej obsłużony został świetnym podaniem przez Michała Wróbla. Taki wynik pozwalał Wiślakom na przystąpienie do kolejnego meczu w roli faworyta i bez plączącej nogi presji, bowiem, by awansować do półfinału wystarczył im remis. Wykonać trzeba było tylko ostatni krok w Malmö.
Malmö FF – Wisła Kraków 4:1
W środowy wieczór 21 marca 1979 roku Biała Gwiazda pod wodzą Oresta Lenczyka przystąpiła do rewanżowego spotkania ze szwedzką ekipą. Oba zespoły zdeterminowane były, by osiągnąć swój cel – uzyskać awans do rundy półfinałowej Pucharu Europy. Wisła stawiana była w roli faworyta – w pierwszym meczu pokonała rywali i wystarczał jej zaledwie wynik remisowy.
Wydawało się, że wszystko idzie po myśli Wiślaków. W pierwszej połowie spotkania nie dopuścili do straty gola, a w 58. minucie gry byli na dobrej drodze, by wykonać plan z nawiązką, bowiem po podaniu Janusza Krupińskiego piłkę w bramce Szwedów umieścił niezawodny Kazimierz Kmiecik. Nie na długo jednak Wiślacy mogli cieszyć się ze swojego prowadzenia, bo od 67. minuty spotkania szalę zwycięstwa zaczęli przechylać na swoją korzyść gospodarze. Najpierw Anders Ljungberg po rzucie karnym pokonał wiślackiego bramkarza, a sześć minut później dołożył kolejne trafienie. Zawodnicy Malmö nie zamierzali na tym poprzestawać i poszli za ciosem. Tym razem autorem trzeciego trafienia został Tore Cervin, który wykorzystał moment po rzucie wolnym. Szaleńcze ataki Wiślaków w ostatnich minutach meczu nie przyniosły pozytywnego efektu. Jedynym rezultatem w tej końcówce był rzut karny podyktowany dla Szwedów, który skutecznie wyegzekwował Ljungberg, zaliczając tym samym w tym pojedynku hat-tricka.
Tak zakończyła się piękna przygoda Wiślaków w ćwierćfinale Pucharu Europy, która zapisała się na zawsze na kartach bogatej historii Białej Gwiazdy.