Media po Wielkich Derbach Krakowa.
Gazeta Krakowska
„Mecz jeszcze na dobre się nie zaczął, a już pierwszą swoją okazję miała Cracovia. W 3 min po wrzucie z autu w pole karne Wisły głową strzelał Filip Piszczek. Mikołaj Biegański był jednak dość dobrze ustawiony i obronił uderzenie napastnika „Pasów”. Bramkarz Wisły wykazać musiał się znów w 11 min, bo goście ponownie zaatakowali groźnie. Tym razem szybko rozegrali piłkę, Piszczek zagrał na lewo do Kamila Pestki, a ten uderzył mocno i celnie. Biegański był jednak na miejscu. Wisła tak dobrych okazji w pierwszym kwadransie nie miała. Inaczej, ona nie miała żadnej okazji w pierwszych piętnastu minutach. Gospodarze dochodzili do pola karnego Cracovii, ale tutaj napotykali tak szczelny mur, że szalenie trudno było im się przez niego przebić. Niewiele też działo się w polu karnym „Pasów” po dośrodkowaniach ze stałych fragmentów gry.
Na pierwszą okazję przyszło zatem wiślakom poczekać aż do 29 min, kiedy to po dośrodkowaniu Mateusza Młyńskiego głową strzelał Jan Kliment. Dobrze w bramce Cracovii zachował się jednak Lukas Hrosso i wciąż było 0:0. I to była na dobrą sprawę jedyna okazja wiślaków w całej pierwszej połowie. W 33 min znów błysnął w bramce Wisły Mikołaj Biegański. Znów strzał głową, tym razem z bardzo bliska Filip Piszczek, ale bramkarz „Białej Gwiazdy” popisał się kapitalną interwencją. W końcówce pierwszej połowy Cracovia podeszła wyżej, zaczęła zakładać pressing. Wiśle nawet udawało się go omijać, ale im bliżej było bramki gości, tym z konstrukcją akcji „Białej Gwiazdy” było coraz gorzej. Wiele w tym wszystkim było niedokładności i Cracovia bez większych problemów się broniła.
(…) W drugą połowę lepiej jednak weszła Wisła. To ona uzyskała przewagę i na efekty nie trzeba było długo czekać. W 53 min Mateusz Młyński sprytnie rozegrał akcję z Michalem Skvarką na prawej stronie. Słowak wpadł w pole karne i wycofał do nadbiegającego Yawa Yeboaha, a ten uderzył bez przyjęcia. Lukas Hrosso był bez szans. Gospodarze po tym golu jakby nabrali pewności siebie. Atakowali już w większym animuszem niż przed przerwą. A że Cracovia wcale nie miała zamiaru składać broni, mecz zrobił się żywszy, więcej w tym wszystkim było energii niż w pierwszym 45 minutach.
Wraz z upływem czasu Cracovia zaczynała mieć coraz większą przewagę. Dociskała Wisłę coraz mocniej, a ta broniła jednobramkowego prowadzenia, niezbyt często tylko próbując wyprowadzać kontry. Im bliżej było końca, tym w polu karnym gospodarzy kotłowało się coraz mocniej. Wiślacy bronili się ofiarnie. Często rzucali się rywalom pod nogi, robili co mogli, by zablokować strzały. I ta ofiarność się opłaciła. Wisła „dowiozła” bowiem prowadzenie do końcowego gwizdka”.
Interia
„Przedmeczowe przewidywania trenerów sprawdziły się tylko częściowo. Michał Probierz spodziewał się mocnego ataku Wisły i takie było, tyle że trwało raptem trzy minuty. Z kolei Adrian Gul’a zapowiadał, że rywale będą niebezpieczni ze stałych fragmentów gry i tu już nie było żadnych wątpliwości. W pierwszych 30 minutach Mikołaj Biegański zaliczył dwie świetne interwencja - jedną po wyrzucie "Pasów" z autu, drugą po rzucie rożnym. W obu przypadkach głową uderzał Filip Piszczek. Goście dołożyli do tego jeszcze niewykorzystana sytuację sam na sam Kamila Pestki, a gospodarze odpowiedzieli tylko uderzeniem głową Jana Klimenta. W tej sytuacji to goście schodzili na przerwę z poczuciem niedosytu. Cracovia może nie prowadziła gry, ale jak już miała piłkę przy nodze, to wiedziała, w jaki sposób przetransportować ją pod bramkę Biegańskiego.
(…) Na drugą połowę Wisła wyszła chętniejsza do ataków, ale duża w tym zasługa Cracovii, która jakby chciała wziąć rywali na przeczekanie. Gospodarze zwietrzyli jednak szasnę i wyprowadzili cios. Michal Skvarka przedarł się wzdłuż linii końcowej i mądrze wycofał piłkę do Yawa Yeboaha, a pomocnik Wisły mocno uderzył po bliższym rogu i pokonał Hrosso. W końcówce Cracovia próbowała atakować, ale wychodziło jej to znacznie gorzej niż w pierwszej połowie. Z kolei wiślacy próbowali kraść każdą sekundę, ale mieli też okazje do kontr”.
LoveKraków
„Zgodnie z przewidywaniami w Wiśle od początku zagrali zmagający się ostatnio z kontuzją i chorobą środkowy pomocnik Aschraf El Mahdioui i napastnik Jan Kliment, za to niespodzianką był brak w kadrze meczowej Alana Urygi i Gieorgija Żukowa. Parę stoperów w zespole gospodarzy stworzyli więc Michal Frydrych, który ostatnio z konieczności występował w środku pomocy i Maciej Sadlok. W Cracovii na nogi udało się postawić Marcosa Alvareza, który z powodu urazu nie grał od ponad miesiąca. Niemiec wszedł dopiero w drugiej połowie, a pierwszym wyborem Michała Probierza na pozycji numer 9 był Filip Piszczek.
Rosły napastnik bardzo dobrze rozpoczął mecz. Już w 3. minucie mógł uciszyć stadion, gdy uderzał głową po dalekim wrzucie z autu. Powstrzymał go jednak Mikołaj Biegański, który potwierdził swój świetny refleks. Wisła próbowała odpowiedzieć, ale żaden z jej piłkarzy nie zmusił Lukasa Hrosso do wymagającej interwencji. Tymczasem Biegański zaliczył kolejną interwencję na dobrą notę – nogami odbił uderzenie Kamila Pestki, do którego na finiszu szybkiej akcji zagrywał Piszczek. Po 30 minutach zawodnik z nr 26 znów miał piłkę na głowie i po raz kolejny pojedynek wygrał młody Wiślak. Bezskutecznie próbował go również pokonać Michał Rakoczy.
Lepiej organizująca się na boisku i dobrze ustawiona w obronie Cracovia rzadko pozwalała Wiślakom zbliżyć się do swojego pola karnego. Na strzał rozpaczy z daleka zdecydował się Frydrych. (…) Dużo lepiej w 29. minucie głową uderzył Kliment i 34-letni Hrosso musiał się nieco wysilić. Z dobrej strony w tej akcji pokazał się Mateusz Młyński, który długo utrzymał się przy piłce w polu karnym i jego okolicach, a potem celnie dośrodkował. Było to jedyne celne uderzenie Wisły do przerwy, a Cracovia miała ich pięć.
Początek drugiej połowy to lepsza postawa Wiślaków, którzy w 52. minucie wyszli na prowadzenie. Młyński wypatrzył na prawej stronie Michala Skvarkę, który bez obstawy rywali podbiegł kilka metrów i podał w polu karnym do dobrze ustawionego Yawa Yeboaha. Ghańczyk nie zmarnował okazji, a do tego znów sprawdziło się porzekadło, że niewykorzystane sytuacje lubią się zemścić. Potem mecz był wyrównany, bez stuprocetowej okazji z obu stron. Siłą rzeczy bardziej na atakach zależało drużynie, która musiała gonić wynik. Ale i Wisła mogła postawić kropkę nad "i". Na boisku kilka razy zaiskrzyło między drużynami, w doliczonym czasie kartkę obejrzał Sergiu Hanca, kapitan Cracovii”.