Wspominamy mecz, który przerwał fantastyczną passę Wiślaków.
73 spotkania, 60 zwycięstw, 13 remisów - to bilans ligowych spotkań piłkarzy krakowskiej Wisły na stadionie przy ulicy Reymonta w latach 2001-2006. Wspaniała seria nieprzegranych meczów trwała dokładnie 1868 dni i rozpoczęła się 30 września 2001 roku. Wówczas pod Wawel przyjechał zespół Widzewa Łódź. Zacięty i emocjonujący pojedynek w końcowym rozrachunku zakończył się zwycięstwem Wiślaków, którzy po bramkach Olgierda Moskalewicza i Macieja Żurawskiego pokonali łodzian 2:0.
Mocny początek
W kolejnych spotkaniach krakowianie uczynili z własnego stadionu prawdziwą twierdzę nie do zdobycia dla drużyn, które wybiegały na murawę przy R22. Mało kto przypuszczał, że wyjątkowa seria przerwana zostanie przez zespół GKS-u BOT Bełchatów, który zawitał do stolicy Małopolski w 14. kolejce sezonu 2006/2007 Orange Ekstraklasy i od pierwszego gwizdka arbitra postawił gospodarzem niezwykle trudne warunki. Już 60 sekund po rozpoczęciu gry Mariusz Ujek wykorzystał dobre dośrodkowanie Tomasza Wróbla i pewnym strzałem głową pokonał Emiliana Dolhę. Podopieczni trenera Oresta Lenczyka nie zwlekali i już w 5. minucie podwyższyli swoje prowadzenie. Tym razem piłkę do siatki skierował Radosław Matusiak. Wisła oszołomiona złym początkiem starała się powrócić na właściwe tory i zaczęła wyprowadzać ataki, jednak dobrze dysponowana defensywa gości skutecznie odpierała jakiekolwiek próby przedarcia się pod bramkę. Bełchatowianie byli konsekwentni w swoich działaniach, co udowodnili w 23. minucie, kiedy Tomasz Jarzębowski odebrał piłkę jednemu z Wiślaków w środkowej strefie boiska i dograł ją do Matusiaka, a ten będąc na wysokości pola karnego uderzył nie do obrony, wpisując się na listę strzelców po raz drugi. W 34. minucie Michael Thwaite został brutalnie sfaulowany przez Mariusza Ujka, który za swoje przewinienie obejrzał czerwoną kartkę i goście z województwa łódzkiego zmuszeni byli grać w osłabieniu. Ten fakt starali się wykorzystać gracze spod Wawelu, jednak próby Mauro Cantoro oraz Nikoli Mijailovicia nie zaskoczyły dobrze dysponowanego Piotra Lecha.
Rozbudzone nadzieje i koniec wspaniałej serii
Druga połowa rozpoczęła się podobnie jak pierwsza, czyli od mocnego uderzenia GKS-u. Najpierw nieznacznie pomylił się Radosław Matusiak, ale już w 51. minucie to on przytomnie wyłożył piłkę Tomaszowi Jarzębowskiemu, który bez większych problemów wpakował ją do wiślackiej bramki, strzelając czwartą bramkę dla swojego zespołu. Biała Gwiazda nie miał już nic do stracenia i ruszyła do skomasowanych ataków, jednak żaden z Wiślaków nie potrafił znaleźć sposobu na pokonanie golkipera bełchatowian. Zmieniło się to w 64. minucie, kiedy piłka zagrana przez Piotra Brożka z rzutu wolnego spadła na głowę Jakuba Błaszczykowskiego, który będąc tyłem do bramki zdołał umieścić ją w siatce. Wisła starała się pójść za ciosem i poszukać kolejnych trafień, ale ponownie bardzo dobrymi interwencjami popisywał się Lech, który w 73. minucie skapitulował po raz drugi. Tym razem po dwójkowej akcji braci Brożków. Piotr długim podaniem uruchomił Pawła, ten minął bramkarza i pewnie uderzył. Jak się później okazało było to ostatnie trafienie w tego dnia, a Wisła Kraków po 73 spotkaniach bez ligowej porażki na własnym obiekcie musiała uznać wyższość swojego rywala.
Wisła Kraków - GKS BOT Bełchatów 2:4 (0:3)
0:1 Ujek 1'
0:2 Matusiak 5'
0:3 Matusiak 23'
0:4 Jarzębowski 51'
1:4 Błaszczykowski 63'
2:4 Paweł Brożek 73'
Wisła Kraków: Dolha - Baszczyński, Thwaite, Dudka, Mijailovic - Błaszczykowski, Cantoro (46' Kryszałowicz), Sobolewski, Zieńczuk (46' Piotr Brożek) - Paweł Brożek, Paulista
GKS BOT Bełchatów: Lech - Fonfara, Cecot, Pietrasiak, Popek (81' Grodzicki) - Wróbel (90' Klepczarek), Strąk, Jarzębowski (71'Kowalczyk), Garguła - Ujek, Matusiak