2:0 i 4:1 - takimi wynikami kończyły się ostatnie odsłony Świętej Wojny, rozstrzygane oczywiście na korzyść Białej Gwiazdy. Okazałe zwycięstwa cieszą zawsze, lecz podwójną radość przysparza deklasacja lokalnego rywala.
Od sezonu 2004/05, kiedy to Cracovia powróciła po długiej przerwie na szczebel Ekstraklasy (w kampanii 2012/13 klub z ulicy Kałuży zaliczył swoją ostatnią roczną przygodę poza najwyższą klasą rozgrywkową), tylko Wiślacy potrafili zwyciężyć w Derbach Krakowa więcej niż jedną bramką. Zdobycie przynajmniej jednego gola zazwyczaj oznaczało dla ekipy Białej Gwiazdy minimum punkt.
Jak przegrywać, to minimalnie
W ciągu ostatnich 15 lat Święta Wojna była rozgrywana 27 razy. Czternastokrotnie z prymatu z grodzie Kraka mogli cieszyć się zawodnicy z R22, pięć razy zwycięstwo świętowały Pasy, a ośmiokrotnie obie drużyny dzieliły się punktami. Większość, bo trzy wygrane Cracovii kończyły się skromnym 1:0. Dwa razy piłkarze z ulicy Kałuży pokonywali bardziej utytułowanego rywala 2:1 - to jedyne spotkania, które Wiślacy kończyli z golem, lecz bez punktów. Były to też jedyne derbowe starcia, w których Pasy zdobywały więcej niż jedną bramkę. Biała Gwiazda dokonywała tego natomiast aż dziesięć razy.
Jak wygrywać, to z rozmachem
Dwukrotnie Wisła aplikowała Cracovii cztery bramki (2 x 4:1), trzykrotnie ograniczała się do trzech trafień (1 x 3:1, 2x 3:0), pięć razy dwukrotnie pokonywała golkipera Pasów (1 x 2:0, 4 x 2:1), a cztery razy zwycięstwo drużynie z R22 dawała jedno trafienie. Bilans bramkowy - 39-20 - wiadomo na czyją korzyść.
Można więc dyskutować na temat swoich kibicowskich sympatii, lecz nie da się podważać boiskowych statystyk, które jasno pokazują, kto rządzi w Krakowie. Cyfry oczywiście nie grają, dlatego czekamy na kolejną goleadę w niedzielny wieczór!