Wspominamy mecz z 11 maja 1976 roku.
W maju 1976 roku reprezentacja Polski prowadzona przez Kazimierza Górskiego była w końcowej fazie przygotowań do zbliżających się wielkimi krokami Letnich Igrzysk Olimpijskich w Montrealu. Z występem na olimpiadzie wiązano wielkie nadzieje, bowiem wielu fanów miało w pamięci obrazki z 1972 roku z Monachium, kiedy na poprzednich igrzyskach Biało-Czerwoni sięgali po złoty medal, a dwa lata później zajęli trzecie miejsce podczas Mistrzostw Świata. Towarzyskie spotkanie ze Szwajcarami było więc jedną z ostatnich okazji dla trenera, by wyselekcjonować grupę, która uda się do Kanady.
Faworyt meczu w Bazylei wydawał się więc oczywisty, a Kazimierz Górski posłał w bój jedenastkę, w której znalazło się dwóch Wiślaków - Marek Kusto i Kazimierz Kmiecik. Od początku spotkania dało się zauważyć wielką mobilizację w szeregach gospodarzy, którzy ruszyli do zdecydowanych ataków, narzucając swoje warunki gry. Z kolei Polacy starali się konsekwentnie hamować ofensywne zapędy rywala, próbując tym samym wrócić do przedmeczowych założeń. Zadanie to nie należało jednak do najłatwiejszych, bowiem w 21. minucie Lucio Bizzini dał prowadzenie Czerwonym Krzyżowcom, pokonując Jana Tomaszewskiego. Zdobyta bramka dodała gospodarzom pewności siebie i wiary we własne umiejętności. Biało-Czerwoni wypatrywali swoich okazji w kontratakach, które nie stwarzały jednak żadnego zagrożenia pod bramką rywali i wynik 1:0 dla Szwajcarów utrzymał się do końca pierwszej połowy.
W przerwie trener Górski zdecydował się na zmiany, które miały ożywić grę Polaków. Od początku drugiej połowy na boisku zameldowali się więc Tadeusz Pawłowski i obrońca Białej Gwiazdy - Antoni Szymanowski. Druga część meczu okazała się bardziej wyrównana, lecz jej początek ponownie należał do gospodarzy, którzy w 59. minucie podwyższyli swoje prowadzenie, a na listę strzelców wpisał się Umberto Barberis. W 61. minucie plac gry opuścił Marek Kusto, który został zmieniony przez Lesława Ćmikiewicza. W kolejnych minutach goście zaczęli przejmować inicjatywę i stworzyli sobie kilka dogodnych okazji na zdobycie bramki. Jedną z nich na trzy minuty przed końcem regulaminowego czasu gry wykorzystał Zbigniew Boniek, dla którego było to premierowe trafienie w koszulce z orzełkiem na piersi. Niestety, na więcej trafień zabrakło czasu, a spotkanie zakończyło się sensacyjną porażką Biało-Czerwonych 1:2. Polacy zdecydowanie lepiej zaprezentowali się natomiast podczas igrzysk w Montrealu, gdzie w finalnym rozrachunku zajęli drugie miejsce.