TS Wisła Kraków SA

Kazimierz Moskal przed #CHRWIS

2 tygodnie temu | 20.09.2024, 17:21
Kazimierz Moskal przed #CHRWIS

Głogów to kolejne miasto, w którym przyjdzie rywalizować Wiśle Kraków. W niedzielę zawodnicy Chrobrego podejmę ekipę z R22 w starciu 10. serii gier Betclic 1 Ligi.

Wciąż nieobecni są: Kacper Duda, Giannis Kiakos, Dawid Szot, Bartosz Talar, Jakub Stępak, Kamil Broda i Joseph Colley.

O diagnozę problemu pytali na konferencji prasowej trenera Moskala dziennikarze. „Dużo myślałem po tym meczu i pewne wnioski poczyniłem. Oczywiście nie będę teraz ich zdradzał, ale chcemy coś zmienić. Myślę, że jeśli chodzi o samą strategię gry, to musimy się do pewnych rzeczy dostosować. Wiemy, jak drużyny przeciwko nam grają, szczególnie jak bronią, więc to też jest ważne. Zobaczymy, bo pomysłów można mieć wiele, ale to i tak później wszystko odbywa się tam na boisku i ten wynik końcowy jest najważniejszy” - powiedział. „Nie chciałbym się tutaj tłumaczyć pucharami, ale nie możemy się oszukiwać, że to nie miało wpływu czy nie ma wpływu, bo trzeba popatrzeć na to szerzej. Jeżeli mamy kilku zawodników w drużynie, którzy są mocno eksploatowani - myślę tutaj o takich graczach, jak: Jaroch, Uryga, Mikulec, Carbo, Rodado czy mamy kilku zawodników, którzy dopiero wrócili po kontuzji, jak Łasicki, Alfaro. I mamy zawodników, którzy przyszli w różnym momencie do tej drużny, to każdy jest jakby mimo wszystko gdzieś tam w innym miejscu i trudno mówić o tym, że jesteśmy na tym samym poziomie przygotowania. Albo ktoś jest bardziej zmęczony, albo ktoś złapał jakiś dołek po tym, że nie był w okresie przygotowawczym i dopiero teraz go gdzieś tam to dotknęło. Albo jest po kontuzji - to też takie momenty, gdy nie możemy czuć się komfortowo. Myślę, że to wszystko ma na to przełożenie. Jeśli chodzi o kwestie takie psychologiczne, zatrudnienie psychologa - chociaż oczywiście o tym myśleliśmy i z zespołem o tym rozmawiałem zaraz na początku po którejś z pierwszych kolejek. Uważam, że wszystko jest dla dla ludzi, tylko każdy zawodnik powinien być świadomy tego, czego potrzebuje. To nie może być tak, że ja wezmę i zmuszę cały zespół, żeby siedzieli na jakiejś sesji z psychologiem czy z trenerem mentalnym. Miałem takie doświadczenie i to tutaj Wiśle, kiedy wzięliśmy trenera mentalnego i był wtedy cały zespół w szatni i jak to w szatni piłkarskiej - wtedy to bardziej szło gdzieś tam w kierunku żartu niż tego, żeby się zaangażować w to w pełni. Uważam, że indywidualnie jak najbardziej trzeba pracować, jeśli ktoś uważa, że jest mu to potrzebne. Natomiast jakieś tam pewno pojedyncze sesje krótkie z zespołem też są jak najbardziej wskazane w kontekście jakiejś takiej integracji, współpracy, ale to też trzeba wyczuć moment. Najlepiej zaczynać takie rzeczy moim zdaniem albo przed sezonem, albo w trakcie przerwy między rundami. To są na pewno ważne sprawy, bo wiemy, w jakim kierunku idzie sport, jakie są obciążenia i nie każdy potrafi sobie z tym tak samo poradzić” - dodał.

W czwartek zespół wziął udział w kolacji integracyjnej. Jak trener zapatruje się na takie wyjścia? „W sytuacji jakiej jesteśmy, to wszyscy widzą złą stronę takich spotkań, bo każdy gdzieś tam doszukuje się jakiegoś drugiego dnia dna albo podtekstów w sensie takim, że poszli - mówiąc kolokwialnie - na balety. Pamiętam jeszcze za moich czasów, kiedy pierwszy raz byłem w Wiśle, gdy było tutaj wielu Polaków, to spotykaliśmy się nie tylko po treningach, ale między treningami. Gdy były dwa treningi, to siedzieliśmy razem, przebywaliśmy razem i nie było w tym nic dziwnego. Za drugim razem też pamiętam, że była grupa wielu Polaków i spotykaliśmy się po treningach w takiej jednej kawiarence na Lea. Nie widzę w tym nic złego, że grupa zawodników w takiej sytuacji jakiej teraz jesteśmy chciała się spotkać razem właśnie poza klubem, bo co miałoby być w tym złego? To, że się razem spotkali? To, że się spotkali w restauracji czy to, że była może późna godzina? Ani nikt nie wychodził stamtąd pijany, ani nikt nie zabierał ze sobą znaków drogowych, więc wydaje mi się, że wspólny posiłek czy kolacja nawet przy jednym piwie nie jest niczym złym. To, że jest trudny moment, że wszyscy mamy inne inne oczekiwania, jeśli chodzi o wyniki nie oznacza, że mamy siedzieć w domu, zamknąć się w piwnicy i biczować się. No chyba nie. Myślę, że jest to absolutnie dopuszczalne i jeśli mam być szczery, to cieszę się, że zawodnicy sami sobie zorganizowali takie spotkanie” - zakomunikował.

Problemem Białej Gwiazdy są też stałe fragmenty gry, które nie sprawiają rywalowi zagrożenia. „Mamy tego świadomość i cały czas się nad tym pracuje, natomiast też wiemy, że mamy stosunkowo bardzo niski zespół i to nie pomaga ani w bronieniu przy stałych fragmentach, ani w atakowaniu. To, że te dośrodkowania są kiepskiej jakości, to też trenerzy zaczęli analizować i przeglądać mecze i nie do końca jest tak, że my tam nie mamy ludzi. Pewnie, że są momenty, kiedy ich brakuje, ale oglądając mecze na najwyższym poziomie też nie zawsze mają w polu karnym tylu ludzi, ilu potrzeba. Ale ta jakość tych dośrodkowań rzeczywiście nie jest taka, jakbyśmy sobie tego tego życzyli. Czasami też o tej grze przy stałych fragmentach czy grze głową nie decydują tylko i wyłącznie same warunki fizyczne, ale ten timing, ten moment, kiedy ja mam do tej piłki wyjść. Mamy tego świadomość i to jest naszą bolączką. Tak, jak mówię - pracujemy w każdym tygodniu czy w każdym okresie między meczami nad tym. Chcemy to poprawić, ale to też nie jest tak, że to przyjdzie ot tak po prostu” - tłumaczył.

Przełamanie w lidze zaliczył ostatnio Chrobry Głogów, a trzy bramki zaliczył Mateusz Lewandowski. Czy szkoleniowiec zamierza bliżej przyjrzeć się temu zawodnikowi? „Na pewno Mateusz Lewandowski zwrócił moją uwagę już kiedy byłem w ŁKS-ie i graliśmy sparing z Wisłą Płock. Oni wtedy byli w Ekstraklasie, a Mateusz tam strzelił nam dwie bramki. Wygrali z nami chyba 5:0. Byłem zdziwiony, że taki zawodnik nie dostaje szans, bo siedział na ławce. Później chyba tam miał jakieś kłopoty zdrowotne i teraz jest w Chrobrym. Na pewno, jeśli ktoś strzela trzy bramki w meczu, które dają zwycięstwo, to będzie czuł się mocno. Jeśli chodzi o Chrobrego, to myślę, że jest to zespół, który będzie skupiał się na obronie. Szczególnie w sytuacji, kiedy będzie dla nich korzystny wynik. Tak też grali w Pruszkowie. Wycofali się i czekali. Oddali piłkę Zniczowi i czekali na swoje momenty. Są groźni przy dośrodkowaniach, dobrze atakują pole karne. Będziemy musieli być na pewno czujni. W tej kwestii pracowaliśmy na treningu i też już analizę gry Chrobrego mieliśmy. Zawodnicy wiedzą, w jaki sposób ten zespół próbuje grać” - kontynuował.

Zespół z Głogowa ma w swoich szeregach wysokich zawodników. Jak zatem ustawić Wisłę na tę potyczkę? „My chcemy grać swoją swoją piłkę i oczywiście, że zawsze mamy dylemat później przy stałych fragmentach, jak to poustawiać, ale tak jak powiedziałem, czasami dochodzi do takich sytuacji, że na przykład James musi walczyć o opozycję z zawodnikiem dużo większym, ale to też nie jest od razu skazane na porażkę, bo umówmy się... Nie zawsze na tym poziomie te piłki lądują w tym punkcie, gdzie przeciwnik też by chciał, a poza tym, jeśli nawet jestem mniejszy, lecz w odpowiednim momencie wyskoczę i gdzieś tam lekko zblokuję rywala czy nie dopuszczę do wejścia poprzez blok, to już będzie miał większą trudność, żeby to ciało odpowiednio ułożyć do uderzenia. Inaczej… Wolałbym mieć zawodników, którzy bardzo dobrze piłkarsko wyglądają, którzy są szybcy, silni i mają po 190 cm, ale sorry…” - dodał.

Zdaniem jednego z przedstawicieli mediów Wiślacy próbują oddawać strzały z niewłaściwych pozycji. „To znaczy, jakie to są pozycję, nie wiem z połowy boiska albo z narożnika? Nie wiem, dla kogo jest jaka niewygodna sytuacja. Pamiętam mecz chociażby pierwszy na inaugurację dwa lata temu, jak trenowałem ŁKS. Przyjechał GKS, prowadzili 1:0 i drugą bramkę strzelili w taki sposób, że zawodnik z narożnika pola karnego uderzał lewą nogą, piłka zeszła mu na zewnętrzną część stopy, trafił kolegę w kolano i wpadła do bramki. To jakie są sytuacje niedogodne do oddania strzału? Myślę, że każdy strzał ma w założeniu to, że zawodnik bierze pod uwagę, że coś może zyskać. Oczywiście, że są kwestie wyboru czy decyzji, ale wydaje mi się, że troszeczkę tak w tym pytaniu poszlibyśmy ze skrajności w skrajność. Czyli albo będziemy mówić, że nie masz strzałów z dystansu lub nie uderzamy, albo że uderzamy z niedogodnych sytuacji. Zgadzam się, że jesteśmy nieskuteczni, bo nawet biorąc pod uwagę to, że może tych stuprocentowych sytuacji nie było aż tak wiele, to sama liczba tych ataków i strzałów, wejść w pole karne była moim zdaniem na tyle wystarczająca, że powinniśmy kilka bramek strzelić” - odparł.

Na pytanie, jakie myśli trener miał w głowie na konferencji prasowej po meczu z ŁKS-em: „Na pewno przeżyłem tę porażkę bardziej niż wcześniejsze, pewnie z dwóch powodów. To, że byłem w tym klubie dwa razy - to jest jedno, ale bardziej wydaje mi się to, że po raz kolejny gubimy punkty. I to było dla mnie bardziej bolesne. Wiele miałem różnych myśli, ale cóż... Ja nawet jako piłkarz bardzo mocno przeżywałem niepowodzenia. W tym sensie, że musiałem to w sobie „przegryźć”. Jak byłem piłkarzem, to mnie dopiero puszczało po kolejnym treningu. Wyszedłem na trening, zrobiłem, co trzeba i wtedy wracałem - mogę tak powiedzieć - jakby do żywych. Tutaj jest podobnie. Czasami wolę mniej powiedzieć w tych emocjach. Pewne rzeczy przemyśleć i dopiero wygłosić to, co mam do wygłoszenia. Tak było i tym razem. To, że jakieś tam myśli różne się je kłębiły, to nie zmienia faktu, że następnego dnia po analizie tego meczu, po odprawie wszystko wróciło na swoje tory” - mówił.

Czy trener nie uważa, że spotkanie w Łodzi pokazało, że Wisła zmierza w złym kierunku? „Znowu wrócę do tego meczu z Wartą. Szczególnie do tej pierwszej połowy, gdzie ona wyglądała naprawdę bardzo dobrze i wszyscy chyba mieliśmy taką nadzieję, że ten mecz z ŁKS-em będzie podobnie przebiegał. Ale też weźmy pod uwagę to, że na wynik, czyli na formę zawodników, mają wpływ różne czynniki. ŁKS w tej pierwszej połowie zagrał bardzo agresywnie, stąd mieliśmy jakieś tam kłopoty, a myślę, że jednak gdzieś też ta bramka znowu szybko stracona po tym rzucie rożnym trochę jeszcze nam odebrała tej pewności” - odpowiedział.

Czy w grze ekipy z R22 można szukać też pozytywów? „Jeżeli chodzi o Kotwicę i o Wartę, to ja bym chciał, żebyśmy takie mecze rozgrywali. Czyli pełna dominacja i wiele sytuacji, które musimy tylko zamieniać na bramki. Z ŁKS-em na pewno ten mecz był słabszy w naszym wykonaniu. Bo to też jest tak, że wychodzą na boisko dwa zespoły, które chcą wygrać i wystawiają tak samo jedenastu zdrowych ludzi, tak samo trenują, podpisują profesjonalne kontrakty i chcą zdobyć jak najwyższe miejsce w tabeli. My zagraliśmy słabiej, oni zagrali lepiej, byli skuteczniejsi, ale to też, co powiedziałem na konferencji prasowej - dobrze, że graliśmy do końca, walcząc o tę bramkę. Pewnie, gdyby się udało wcześniej strzelić, to może jeszcze jakieś większe emocje byłyby, ale dla mnie to był ten pozytyw, że tam do końca graliśmy” - mówił.


Nad Angelem Rodado pochylili się dziennikarze dopytując, czy napastnik nie złapał przysłowiowej zadyszki lub czy nie wymaga od siebie za wiele? „Myślę, że jedno i drugie. Angel jest takim zawodnikiem, który mocno też angażuje się, co widać to w jego emocjach, w mimice, jak on wszystko przeżywa. Mówiłem o tym nie będąc trenerem Wisły, a obserwując mecze w tamtym sezonie, kiedy widać było, że on wszystko zrobiłby, żeby odwrócić losy meczu. Był mocno eksploatowany. Na pewno w normalnej dyspozycji Angel Rodado w meczu z Wartą przynajmniej strzeliłby trzy bramki, bo takie sytuacje miał. Myślę, że takie mecze muszą się przydarzyć, bo trudno znaleźć zawodnika, który będzie w każdym meczu strzelał bramki. Uważam, że będzie to krótkotrwałe, bo Angel jest jednym z tych zawodników, którzy mocno to wszystko przeżywają i mocno nad sobą pracują” - opowiadał, dodając: „Plan był taki, że w Brugge miał odpocząć. Takie były przygotowane zmiany i tu moja wina, bo chciałem grać o awans do końca”.

Sytuacja zdrowotna drużyny poprawia się, co zakomunikował trener: „Kacper Duda dostał zielone światło i może normalnie trenować, natomiast problemem będzie to, ile czasu będzie potrzebował, żeby wrócić do takiej dyspozycji, żeby mógł znosić te obciążenia meczowe. Także nie ma żadnego zakazu w kontekście udziału w grach treningowych, w walce. Pewnie, że jakiś tam psychiczny uraz może jeszcze u niego jest, ale to tylko poprzez trening i normalną pracę na sto procent może wrócić do dyspozycji. Giannis Kiakos od poniedziałku ma być też już normalnie brany pod uwagę do treningu. On od kilku dni trenuje z nami, ale tylko w części bezkontaktowej, natomiast doktor już mi dał informację, że od poniedziałku będzie w pełnym treningu”.

Jaką rolę w drużynie ma z kolei Igor Spała? „Igor trenuje, ale na tę chwilę jest w zespole do dyspozycji trenera drugiej drużyny. Dzisiaj trenował razem ze Skrobańskim, Wiśniewskim i Młyńskim i jutro będą grali mecz” - kontynuował.

W związku z sytuacja powodziową padło pytanie o to, czy mecz w Głogowie odbędzie się bez problemów. „Jesteśmy w kontakcie, oczywiście. Nasza rzeczniczka jest na bieżąco, natomiast w ogóle nie poruszamy tego tematu w szatni. Normalnie przygotowujemy się do meczu” - zaznaczył szkoleniowiec. Karolina Kawula - rzecznik klubu - dodała: „Na chwilę obecną mecz jest niezagrożony. Przygotowujemy się według normalnego trybu, jak też trener powiedział”.


Udostępnij
 
4687024