Kartka z wiślackiego kalendarza.
Wisła Kraków jubileusz swojego 50-lecia obchodziła wyjątkowo hucznie. Przez 5 tygodni jesienią 1956 roku odbywały się liczne akademie, wystawy i zawody sportowe w najróżniejszych dyscyplinach. W samej piłce nożnej Biała Gwiazda rozegrała wówczas trzy mecze międzynarodowe z renomowanymi przeciwnikami. Wiślacy podejmowali Dynamo Moskwa i węgierskie Vasas Csepel, na koniec zaś zmierzyli się z brazylijskim América Futebol Clube Belo Horizonte.
Egzotyczny rywal budził w Krakowie olbrzymie zainteresowanie. Zarówno kibice, jak i… piłkarze Wisły zastanawiali się, co zaprezentują Brazylijczycy. Nic więc dziwnego, że stadion (którego budowa wciąż jeszcze nie była ukończona) zapełnił się po brzegi. Co istotne - mecz dał wszystkim zgromadzonym dużo satysfakcji.
Piłkarze z kraju kawy czarowali sztuczkami i panowaniem nad piłką. Spodziewano się, że akurat w tych aspektach goście będą mieć znaczącą przewagę nad Wisłą. Gospodarze jednak przeciwstawili się szybką i ambitną grą, co niwelowało atuty Belo Horizonte. W efekcie to podopieczni trenera Artura Woźniaka stworzyli sobie kilka bardzo groźnych okazji strzeleckich. Atak Wiślaków raził jednak nieskutecznością. Dodatkowo na początku meczu piłkarze Wisły musieli się mierzyć z jeszcze jedną, zaskakującą przeszkodą. Spotkanie rozgrywano piłką przywiezioną przez Brazylijczyków. Była ona znacznie lżejsza od futbolówek znanych w Polsce, podania nieprzyzwyczajonych Wiślaków były więc zbyt mocne, a strzały Adamczyka, Kościelnego czy Gamaja przelatywały wysoko ponad bramką. Mieczysław Gracz - będący wówczas w sztabie Wisły, a wcześniej jej znakomity napastnik - szybko zorientował się, w czym rzecz. Ustawił się za bramką i po kolejnym niecelnym strzale chwycił piłkę - niby po to, by podać ją bramkarzowi do wznowienia. Przy okazji jednak przebił tę specyficzną futbolówkę szpilką od wiślackiej odznaki. Pretensje Brazylijczyków na nic się nie zdały i grę trzeba było kontynuować już „zwykłą” piłką.
Gdy wydawało się, że spotkanie zakończy się remisem, w zamieszaniu w polu karnym jeden z obrońców Belo Horizonte zagrał ręką. Sędzia bez wahania zarządził „jedenastkę”. Kolejne minuty pełne były napięcia, bo Brazylijczycy pokazali pełnię swojego temperamentu. Żywiołowo protestowali u sędziego, nie dopuszczali do wykonania rzutu karnego, zaklinali piłkę, kopali pod nią dołek by utrudnić strzał. Pomocnik Wisły Marian Machowski zachował jednak zimną krew i silnym uderzeniem pewnie umieścił piłkę w siatce. Była to ostatnia akcja meczu i wkrótce płytę boiska zalała fala kibiców chcących cieszyć się z wygranej wraz ze swoimi ulubieńcami.
Piłkarze Belo Horizonte zostawili po sobie dobre wrażenie, a wygrana nad tym rywalem przez dłuższy czas była w Krakowie miło wspominana.