Obrońca Wisły po meczu #POGWIS.
Po dwóch remisach z rzędu piłkarze Białej Gwiazdy nie zdołali przeciwstawić się szczecińskiej Pogoni, która po tej potyczce zameldowała się na fotelu lidera. „Każdy mecz jest inny i ma swoją historię. W starciu z Lechem pokazaliśmy się z bardzo dobrej strony, zagraliśmy mądrze i otarliśmy się o zwycięstwo, jednak w Szczecinie wyglądało to już zupełnie inaczej. Pogoń zaprezentowała swoje walory i od samego początku stwarzała nam sporo problemów, zmuszając nas do błędów, których nie zdołaliśmy się ustrzec. Bramka wyrównująca dodała nam nieco energii, ale w samej końcówce pierwszej połowy straciliśmy drugiego gola. Zaraz po przerwie rywal rzucił się do ataku, który początkowo przetrzymaliśmy i chcieliśmy poszukać trafienia wyrównującego. W tym momencie jednak straciliśmy trzecią bramkę i znaleźliśmy się w bardzo trudnym położeniu, bo Pogoń złapała wiatr w żagle i kreowała kolejne sytuacje. W doliczonym czasie mogło być nieco więcej dramaturgii, bo niewiele zabrakło do tego, żeby złapać kontakt. Piłka trafiła jednak w słupek, co zapoczątkowało kontratak, po którym gospodarze ustalili wynik meczu” - rozpoczął zawodnik.
Poprzeczka zawieszona wysoko
Czeski obrońca przyznał, że drużyna 13-krotnego mistrza Polski podeszła z dużym respektem do rywala, który w piątkowy wieczór okazał się jednak przeszkodą nie do przejścia. „Skupialiśmy się przede wszystkim na sobie i z takim właśnie nastawieniem wybiegliśmy na boisko w piątek. W pierwszych minutach byliśmy może zbyt spięci, ale później wyglądało to już nieco inaczej. Gra się jednak tak, jak pozwala ci na to przeciwnik, a nie ma co ukrywać, że Pogoń nie pozwoliła nam na zbyt wiele, dlatego zgarnęła komplet punktów. Nie składamy broni, czekamy na kwiecień i szykujemy się na prawdziwą bitwę. Jako kapitan tego zespołu mogę zapewnić wszystkich, że nigdy się nie poddamy i będziemy walczyć do końca” - dodał Michal Frydrych.