TS Wisła Kraków SA

Do trzech razy sztuka: wspomnienie Pucharu Polski z 1967 roku

4 lata temu | 09.07.2020, 10:22
Do trzech razy sztuka: wspomnienie Pucharu Polski z 1967 roku

Wspominamy finał Pucharu Polski.

W poprzednich latach krakowskiemu klubowi udało się dwukrotnie awansować do finału Pucharu Polski, jednak za każdym razem to rywal Białej Gwiazdy okazywał się lepszy. Najpierw musieli uznać wyższość Ruchu, a trzy lata później piłkarze z Małopolski przegrali z warszawską Gwardią. Nic dziwnego, że chęć zwycięstwa w finale z lipca 1967 roku była bardzo duża.

Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania wśród kibiców zarówno jednej, jak i drugiej drużyny można było odczuć atmosferę piłkarskiego święta. Trzeba jednak przyznać, że w większej liczbie na stadionie w Kielcach zjawili się fani Rakowa Częstochowa, którzy to intonowali różnego rodzaju przyśpiewki. Takie jak chociażby „Serce przy Rakowie, zwycięstwo w Częstochowie” czy „W Wisłę wierzy Kraków, lecz puchar zdobędzie Raków”. Krakowscy kibice mimo tego, że byli obecni w mniejszej liczbie, to również nie odstępowali kroku fanom ówczesnego przeciwnika.

W pierwszej części spotkania piłkarze krakowskiej Wisły nie grali tak, jak chcieliby tego ich kibice. Mimo kilku stworzonych okazji, brakowało przede wszystkim skuteczności pod bramką rywala. W końcowych fragmentach pierwszej połowy Władysław Kawula nie wykorzystał rzutu karnego. Raków także nie odpuszczał, czego efektem były szanse na strzelenie gola przez rywali Wiślaków. Wśród piłkarzy prowadzonych przez Mieczysława Gracza szczególnie słabo w trakcie pierwszej połowy zagrali napastnicy, którzy nie wyróżnili się dobrą grą. Efektem tego był bezbramkowy remis.

Druga część meczu rozpoczęła się od odważniejszych ataków krakowskiej Wisły na bramkę Rakowa. Niestety po raz kolejny brakowało wykończenia. Mimo tego, że w niektórych sytuacjach było naprawdę bardzo blisko, by Wiślacy mogli cieszyć się ze zdobycia pierwszej bramki w tamtym meczu. W 51. minucie gry Wiesław Lendzion mógł uszczęśliwić kibiców Białej Gwiazdy, którzy zgromadzili się na trybunach, jednak piłka po jego strzale obiła słupek bramki strzeżonej przez Czechowskiego. Chwilę później strzał jednego z zawodników ze stolicy Małopolski z linii bramkowej wybił przeciwnik, czym uchronił swój zespół przed stratą gola. Taka sama sytuacja powtórzyła się w 82. minucie, kiedy to Studnicki był bliski wpisania się na listę strzelców, jednak obrońca Rakowa dobrze zachował się w tamtej akcji i nie dopuścił do tego, by Wisła wyszła na prowadzenie.

Mimo coraz większej przewagi Wisły Kraków nie udało się im strzelić upragnionego gola w regulaminowym czasie gry i do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka. Dogrywka, w której znowu lepsze wrażenie sprawiali Wiślacy. Losy meczu rozstrzygnęły się jednak dopiero w końcowym kwadransie. W 106. minucie gry Andrzej Sykta wykonał bardzo ładną indywidualną akcję i pewnym strzałem pokonał bramkarza Rakowa. Po tej bramce wśród piłkarzy z Częstochowy widać było zrezygnowanie i brak wiary w to, że ten mecz uda się jeszcze wygrać. Taki stan wykorzystali krakowianie, którzy w 111. minucie postawili kropkę nad i. Strzelcem drugiego i jak się później okazało ostatniego gola w tamtym spotkaniu był Hubert Skupnik.

„Oczywiście cieszymy się ze zwycięstwa piłkarzy, chociaż nie zachłystujemy się odniesionym sukcesem. W klubie panuje. umiarkowany optymizm. To prawda, że forma zawodników nie może w pełni zadowolić, a, Puchar wywalczony został po ciężkiej walce. No, ale sukcesy w sporcie nie przychodzą łatwo” - mówił po meczu Zygmunt Buhl.

Wisła Kraków - Raków Częstochowa 2:0 (0:0, 0:0)
1:0 Sykta 107’
2:0 Skupnik 111’

Wisła Kraków: Stroniarz (46' Karczewski), Monica, Kawula, P Diak, Herod (118' Budka), Wójcik, Lendzion, Gach, Sykta, Stadnicki, Skupnik

Raków Częstochowa: Czechowski, Jaśkiewicz, Głowacki, Synoradzki, Wyka, Pędziach, Krzywoń, Kruk, Szwed, Burczyk, Drażyk (Stawowiak)

 

 

Udostępnij
 
6246800