Zapowiedź meczu 33. kolejki Lotto Ekstraklasy.
W Krakowie i we Wrocławiu przedsezonowe cele prezentowały się podobnie, jak w większości mocniejszych drużyn ligi - awans do najlepszej ósemki, „a później zobaczymy, co dalej”. W obu przypadkach nie udało się zrealizować priorytetowych planów, a sztab szkoleniowy stanął przed zadaniem reorganizacji drużyny przed walką w grupie spadkowej. O ile Białej Gwieździe spadek nie grozi, a podopiecznym Macieja Stolarczyka, pomimo różnorakich problemów, zdecydowanie bliżej było do elity bieżącego sezonu, o tyle wrocławianie z każdym meczem niebezpiecznie pikują w dół, a ich ofensywa i dyspozycja strzelecka nie napawa optymizmem. Obecność w składzie jednego z najlepszych snajperów Lotto Ekstraklasy Marcina Robaka, mimo jego niezaprzeczalnie dobrego dorobku bramkowego (14 trafień), nie zdaje się na wiele w ostatnich kilku spotkaniach. Chociaż w meczu z zabrzanami jedynego gola dla Śląska zdobył właśnie 36-latek, było to dopiero pierwsze skuteczne uderzenie od ponad 360 minut gry.
Po 28. wygraną
Niedzielna rywalizacja będzie już 70. ligowym krakowsko-wrocławską potyczką. Jeżeli dzisiejszego wieczora Wiślacy sięgną po 3 punkty, zapiszą na swoje konto 28. wygraną, natomiast jeżeli to Wojskowi ze stolicy Małopolski wywiozą komplet oczek, uczynią to po raz 29. Premierowy pojedynek miał miejsce w listopadzie 1965 roku, a około 30. tysięcy zgromadzonych kibiców obejrzało 90 minut okraszone zaledwie jedną bramką zdobytą przez każdą ze stron. Mając na uwadze aktualną strzelecką dyspozycję gości, jaka utrzymuje się od kilku kolejek, sięgniemy pamięcią do dwóch meczów, w których Śląsk pokazał pełnię swoich ofensywnych możliwości.
Kilka wspomnień
Historycznie starcie odbyło się w 2008 roku, a oba zespoły zmierzyły się w ramach nieistniejącego już Pucharu Ekstraklasy. Ówczesny szkoleniowiec Białej Gwiazdy Maciej Skorża zdecydował się posłać w bój jedenastkę złożoną z rezerwowych i młodzieży, natomiast opiekun przeciwników Ryszard Tarasiewicz, wystawił do gry najmocniejsze możliwe zestawienie. Niestety, „drugi garnitur” Wisły przez niemal całe spotkanie zdecydowanie ustępował rywalom, a 0:4, widniejące na tablicy po końcowym gwizdku sędziego, najprawdopodobniej było najniższym możliwym wymiarem kary. O ile pierwszy z pamiętnych pojedynków istnieje we wspomnieniach zaledwie jednego z piłkarzy obecnej kadry chłopców z Reymonta Łukasza Burligi, o tyle druga z porażek dotyczy aż 5 z nich. Paweł Brożek, Rafał Boguski, Maciej Sadlok, Rafał Pietrzak i Krzysztof Drzazga zapewne doskonale pamiętają zaskakującą porażkę sprzed prawie 3 lat, gdy krakowianie ulegli Śląskowi aż 1:5. Koncert w wykonaniu gości miał dwóch dyrygentów, Kamila Bilińskiego i Ryotę Moriokę. Były snajper Żalgirisu Wilno oprócz trafienia zaliczył dwie asysty, a Japończyk dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, korzystając z podań starszego kolegi.
Zarówno Wiślacy, jak i Wojskowi, myślą o przełamaniu niekorzystnej serii i odniesieniu długo oczekiwanego zwycięstwa. Dla mocno osłabionej kadrowo Wisły kolejne ze starć w grupie spadkowej to doskonała okazja, by dać szansę młodym i utalentowanym zawodnikom. Może już za parę godzin narodzi się nowa gwiazda polskiej piłki? Zainteresowanych zapraszamy na Reymonta!