Rozmowa ze spikerem Wisły.
Mecze z Cracovią są wyjątkowe dla całej wiślackiej społeczności, jak Pan podchodzi do tych spotkań?
Derby Krakowa to dla mnie najważniejsze spotkanie w sezonie i nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Zwycięstwo w takim meczu smakuje wyjątkowo, a tym bardziej, jeżeli ma to miejsce w naszym Domu, czyli przy Reymonta. W dniu rywalizacji z lokalną rywalką od rana towarzyszy mi niepowtarzalne pozytywne napięcie, które rośnie z godziny na godzinę. Nie potrzebuję żadnych dodatkowych bodźców, bo już sama myśl o tym, co wydarzy się na boisku ogromnie mnie napędza.
Czy praca spikera podczas meczów z Cracovią różni się czymś od tej wykonywanej w trakcie innych spotkań?
W tym miejscu jest pewien paradoks, bo im więcej kibiców na stadionie, tym praca jest bardziej przyjemna. Jestem wtedy w swoim żywiole i wspólnie z kibicami mogę przeżywać piłkarskie emocje. Oczywiście, moja uwaga nie skupia się wyłącznie na boisku, ale także na tym, co dzieje się na trybunach. Należy pamiętać, że spiker jest członkiem służb dbających o bezpieczeństwo, dlatego jego celem jest właśnie dbałość o należyty przebieg zawodów.
Czym, z Pana perspektywy, różnią się mecze rozgrywane w dobie pandemii od tych odbywających się przy pełnych trybunach?
Podczas tych spotkań pandemicznych mamy o wiele prostszy cykl przygotowań. Najpierw odbywa się spotkanie z delegatem, na którym omawiamy nowe rozporządzenia Rady Ministrów, a także ewentualne zagrożenia dla tych kilkudziesięciu osób, które obsługują dane spotkanie. Natomiast jeśli chodzi o mecze rozgrywane w normalnym okresie, to tych spotkań organizacyjnych jest więcej. Zaczynają się przynajmniej kilka dni wcześniej, a w ciągu dnia meczowego mamy ich co najmniej trzy. Spotykamy się z kierownikiem bezpieczeństwa, z obsługą stadionu, z delegatem i rozmawiamy o wszystkich możliwych scenariuszach. O sposobie, w jaki mecz może się zakończyć, czy może on zostać przerwany, o ewentualnej ewakuacji kibiców ze stadionu. My - spikerzy - musimy być przygotowani na każdą ewentualność.
Za czym najbardziej Pan tęskni podczas obecnych meczów przy Reymonta?
Tęsknię za adrenaliną, która nakręca spikerów, za pełnym stadionem, za meczami derbowymi, za meczami z Legią Warszawa, za momentami, gdy na trybunach są 33 tysiące kibiców i gdy jest tak głośno, że system nagłośnienia jest czasami niewydolny. Brakuje mi tego wszystkiego, co składa się na spektakl piłkarski. Teraz przed nami po prostu mecz - ważny, mega ważny, ale nadal mecz, nie spektakl, bo na trybunach nie zasiądą fani, nie usłyszymy tego ryku wydobywającego się z ich gardeł i niosącego walczących na boisku zawodników.