TS Wisła Kraków SA

Był taki mecz: Wisła Kraków - SV Mattersburg 1:0

1 miesiąc temu | 24.07.2024, 10:28
Był taki mecz: Wisła Kraków - SV Mattersburg 1:0

Wisła Kraków już wkrótce zmierzy się w dwumeczu z Rapidem Wiedeń. Z tej okazji kontynuujemy naszą serię „Był taki mecz…” i wspominamy ostatnią rywalizację Wiślaków przeciwko austriackiej drużynie - SV Mattersburg.

Był wtedy sierpień 2006 roku. Podobnie, jak teraz odbywały się wówczas kwalifikacje do fazy grupowej Pucharu UEFA, a więc odpowiednika obecnych rozgrywek Ligi Europy. Krakowianie zaczynali tegoroczną edycję od drugiej rundy. Losowanie zadecydowało, że ich europejska przygoda rozpocznie się od wyjazdowego spotkania we Wiedniu. Nie chodziło tu jednak o lepiej znane dzisiaj ekipy SK Rapid czy FK Austrii, a o przeżywający w tamtym okresie swoje najlepsze lata istnienia SV Mattersburg – klub z małej pobliskiej miejscowości, który mecze pucharowe rozgrywał w stolicy kraju.

Premierowe starcie obu zespołów na ikonicznym Ernst-Happel-Stadion zakończyło się remisem 1:1. W relacjach mecz ten wspominany jest przede wszystkim jako zacięty, co tylko potwierdza fakt, że żadna ze stron nie zakończyła spotkania w 11-osobowym składzie. Ciekawostką jest, że był to pierwszy raz w historii Wisły, gdy w wyjściowym zestawieniu dominowali obcokrajowcy. Pomysł Dana Petrescu na połączenie młodości z doświadczeniem nie do końca się jednak powiódł, ponieważ faworyzowanej przez ekspertów Wiśle koniec końców nie udało się zdobyć bramkowej przewagi. Wszystko wyjaśnić miało się ostatecznie tydzień później w Krakowie.

Wiadome było już, że druga część rywalizacja z SV Mattersburg nie zapowiada się jako przysłowiowy „spacer”. Szkoleniowiec Białej Gwiazdy zaznaczał, że kluczem do finalnego zwycięstwa w aspekcie taktycznym będzie znalezienie równowagi pomiędzy obroną i atakiem. Ze strony graczy oczekiwał natomiast, że koncentracja w trakcie całego rewanżu będzie na odpowiednio wysokim poziomie. W podobnym tonie wypowiadał się również przed meczem kapitan Arkadiusz Głowacki: „Jeden mecz decyduje o tym, czy sezon jest udany czy nie. Koncentracja musi więc być maksymalna”. Przeprowadzono wnikliwą analizę ostatnich potyczek rywala, jednak szczegóły planu na to spotkanie pozostawały tajemnicą. Odpowiedzialni za napędzanie ofensywy Zieńczuk oraz Paweł Brożek mogli tylko zapewnić kibiców, że nie będzie to w żadnym wypadku gra na bezbramkowy remis.

Wbrew temu czego oczekiwali licznie zebrani fani Wiślacy nie rzucili się na rywala wraz z dźwiękiem pierwszego gwizdka. Mimo gorącego dopingu na boisku zobaczyć było można w większej mierze piłkarskie szachy i kontrolę nad przebiegiem spotkania. Otwarcie na tablicy wyników padło mimo to już w 23. minucie za sprawą dwójkowej akcji Marka Zieńczuka oraz Piotra Brożka. Nasz pomocnik popisał się świetnym podaniem ze środka pola, a strzał w długi róg ze strony Brożka okazał się bezbłędny. Ku radości trybun było 1:0!

Przeciwnicy mogli szybko odpowiedzieć. Po precyzyjnym dośrodkowaniu z rzutu wolnego do strzału głową dobrze wyskakiwał środkowy defensor gości Sedloski, trafiając jednak w zewnętrzną część siatki. Podobny przypadek obniżonej koncentracji, o której przecież tak wiele mówiono, już się w szeregach Wisły nie powtórzył. Bez większych emocji i przede wszystkim bezpiecznie dla gospodarzy upłynęło wkrótce pierwsze 45 minuty zawodów.

Po przerwie do głosu nieco bardziej zaczęli dochodzić przyjezdni z miasteczka Mattersburg. Wszakże niejako nie mieli wyboru – wyłącznie zdobyty gol mógł przedłużyć rywalizację o dodatkowe pół godziny dogrywki. Austriacka drużyna była momentami w stanie nawet zamknąć cały zespół Wisły w obrębie pola karnego. Nie wynikało z tego jednak zbyt wiele, ponieważ defensywa kierowana przez zakontraktowanego przed sezonem Clébera była tego wieczoru nie do rozerwania. Gracze w czerwonych koszulkach chwilami sami tworzyli sobie problemy niezbyt dokładnym rozgrywaniem piłki od tyłu. W pomeczowym wywiadzie wskazywał na to zresztą nie do końca zadowolony Dariusz Dudka, który tego dnia zabezpieczał prawą stronę ekipy spod Wawelu.

Zostając jednak wciąż przy meczu minuty na zegarze wydawały się uciekać gościom w ekspresowym tempie. Nic dziwnego, że pojawiać zaczęły się coraz większe zmęczenie i nerwy, co podobnie jak we Wiedniu przekładało się na rosnącą liczbę nieczystych zagrywek. Gdy do pracy w obronie dołączali jeszcze nominalni skrzydłowi w postaci Mijailovića i Błaszczykowskiego, to ofensywa goniących wynik rywali wydawała się bezradna. Ten drugi doczekał się później ciekawego komplementu ze strony kapitana rywali Kuehbauera, który nazwał młodego Kubę „polskim Beckhamem”. Nie wiadomo, czy było to przejawem uznania dla gry naszego pomocnika czy jednak uszczypliwym komentarzem na temat pewnych podobieństw we wyglądzie. Można więc uznać to za trafne przepowiedzenie późniejszej imponującej kariery. Przyjezdnych ostatecznie pogrążył wprowadzony na ostatnią część zawodów Jean Paulista. Brazylijczyk swoją aktywnością odebrał Austriakom wszelkie argumenty do pogoni za rezultatem.

Frustracja żegnających się z rozgrywkami przeciwników zaczęła uwypuklać się w samej końcówce. Najpierw w 86. minucie czerwony kartonik obejrzał Mörz, a już po finalnym gwizdku niesportowo zaatakowany przez Fuchsa został Jakub Błaszczykowski, za co arbiter raz jeszcze sięgnął po kartkę koloru czerwonego. Na murawie wywiązała się przepychanka, co było pasującym podsumowaniem przebiegu zakończonego chwilę wcześniej meczu. Goście sporo pretensji mieli do poziomu sędziowania, co było całkowicie bezzasadne, ponieważ w tym aspekcie stroną pokrzywdzoną wydawała się Wisła – w 75. minucie Malžinskas nie dopatrzył się ewidentnego karnego na Pawle Brożku, a chwilę wcześniej anulował prawidłowo zdobytą bramkę przez zmiennika Paulistę. Nie miało to już jednak w tym momencie żadnego znaczenia, bo to Wisła Kraków ostatecznym rezultatem meldowała się w kolejnej rundzie Pucharu UEFA.

Udostępnij
 
5947048