TS Wisła Kraków SA

Był taki mecz… Wisła - Inter | 30.10.2001 r.

1 miesiąc temu | 10.07.2024, 10:45
Był taki mecz… Wisła - Inter | 30.10.2001 r.

W związku ze zbliżającym się meczem w ramach eliminacji do Ligi Europy wracamy pamięcią do jednego z najbardziej emocjonujących spotkań Białej Gwiazdy na arenie międzynarodowej. Słodko-gorzki finał tej przygody na stałe wpisany jest już w bogatą historię krakowskiego klubu, a powrót Wisły do europejskich zmagań po ponad dekadzie przerwy jest idealną okazją na krótkie spojrzenie w przeszłość.

Był wówczas 2001 rok, a prowadzona przez Franciszka Smudę krakowska Wisła brała udział w walce o Puchar UEFA. Po wyrównanym boju w pierwszej rundzie tych rozgrywek Biała Gwiazda finalnie zwyciężyła w dwumeczu z Hajdukiem Split, kończąc rywalizację z chorwacką ekipą wynikiem 3:2. Największe emocje zdawały się jednak dopiero czekać na krakowian, ponieważ ich kolejnym rywalem miał być Inter Mediolan z brazylijskim gwiazdorem Ronaldo w składzie.

Pierwsze spotkanie obu zespołów odbyło się we Włoszech i było bolesną lekcją futbolu dla graczy w czerwonych koszulkach. Wisła za sprawą dubletu Kallona zmuszona była wracać do Krakowa z deficytem dwóch goli, stając przed szalenie trudną próbą odwrócenia losów rywalizacji. Wśród kibiców pojawiały się głosy nawiązujące do pamiętnej pogoni za wynikiem w starciu z Realem Saragossą, jednak klasa rywala i możliwości defensywne Nerazzurrich nie zwiastowały podobnego przebiegu zdarzeń.

Mimo skazywania na niepowodzenie na twarzach podopiecznych szkoleniowca Smudy malowała się niezachwiana wiara w odrobienie strat. Trener „Franz” zdecydował się przeprowadzić ostatni trening za zamkniętymi drzwiami tak, aby w spokoju przygotować swoich piłkarzy na boiskową wojnę i wybrać najodpowiedniejszy wyjściowy skład. Warto dodać, że nie mniej skoncentrowany wydawał się być zespół Héctora Cúpera. Stadion Wisły od dłuższego czasu znany był jako prawdziwa twierdza, a ostatnią drużyną, która z trudem wywiozła z Krakowa zwycięstwo, była sama FC Barcelona. Nie było więc mowy o jakimkolwiek braku motywacji. Argentyński trener do samego końca nie chciał zdradzać swoich decyzji kadrowych, pozostawiając tę kwestię dla domysłu dziennikarzy.

Skład gospodarzy wypełniony był nazwiskami, które dzisiaj jednoznacznie kojarzą nam się z wybitnymi postaciami w historii naszego klubu. Za zdobywanie bramek tego dnia odpowiedzialni mieli być Olgierd Moskalewicz, Tomasz Frankowski oraz zastępujący na lewym skrzydle pauzującego Kosowskiego Maciej Żurawski. Ten ostatni już w pierwszej akcji ofensywnej odwdzięczył się za zaufanie trenera, zdobywając w 4. minucie bramkę na 1:0. Połowa strat była już w tej chwili odrobiona, a na zgromadzoną na trybunach publiczność czekało jeszcze przecież niemal całe spotkanie.

Pozostała część pierwszej połowy upłynęła jednak stosunkowo szybko i stanęła pod znakiem zaciętej batalii w obrębie środka pola. Z zadań taktycznych świetnie wywiązywali się Ryszard Czerwiec do spółki z zasiadającym obecnie na naszej ławce trenerskiej Kazimierzem Moskalem. Swojej szansy na ustrzelenie dwubramkowego prowadzenia nie wykorzystał asystujący przy wcześniejszym golu Frankowski, a stałe fragmenty Mirosława Szymkowiaka wyjaśniał znakomicie dysponowany bramkarz Interu Alberto Fontana z grającym w linii obrony Javierem Zanettim. Goście również nie postanowili wyłącznie bronić dającego im wciąż awans wyniku. Atakujący w czarno-niebieskich strojach chętnie szukali swoich szans strzałami z dystansu – nie towarzyszyła im jednak skuteczność, przez co rezultat do przerwy nie uległ już kolejnej zmianie.

Drugie 45 minut rozpoczęło się od jeszcze śmielszej gry ofensywnej Wiślaków. Aktywny w polu karnym Włochów nadal był Frankowski, a jakiekolwiek zapędy pod bramkę Artura Sarnata szybko wyjaśniał zabezpieczający środek obrony Arkadiusz Głowacki. Po zmianie stron znacznie lepiej prezentował się mało widoczny w pierwszej części Moskalewicz. To właśnie jego rajd sprawił, że drużyna spod Wawelu wywalczyła groźnie zapowiadający się rzut wolny. Była to 61. minuta. Do futbolówki podszedł nie kto inny, jak Szymkowiak, a jego próba precyzyjnego strzału trafiła w słupek. Niewiele brakło, by udało mu się podwyższyć wynik i wyrównać stan całego dwumeczu.

Sytuacja ta zadziałała na przyjezdnych z Mediolanu niczym poranny budzik. Od tej chwili rysować zaczęły się przewaga i doświadczenie gości, co dodatkowo tylko pogłębiała kilkukrotna niefrasobliwość w szeregach naszej defensywy. W tej fazie meczu sporo problemów swoją grą i boiskowym cwaniactwem sprawiał nastoletni wówczas Adriano, który dał się zapamiętać kibicom swoimi nie do końca przepisowymi starciami z Marcinem Baszczyńskim. Oprócz żółtych kartek w statystykach meczowych niewiele się zmieniało, a spotkanie z każdą minutą na zegarze nieubłaganie zmierzało do ostatniego gwizdka.

Mocno wyczerpani zawodnicy Białej Gwiazdy byli jednak w stanie poderwać się do jeszcze jednej próby doprowadzenia do dogrywki. Ostatni etap całego widowiska można było określić jako zmasowane oblężenie bramki Interu Mediolan. Szukano długich piłek z pominięciem linii pomocy i dośrodkowań w pole karne. Franciszek Smuda wpuścił do gry Grzegorza Nicińskiego i Marka Zająca licząc, że być może uda się zdobyć upragnionego gola strzałem głową. W polu karnym po drugiej stronie boiska pojawił się w pewnym momencie nawet grający na pozycji bramkarza Sarnat – piłka nożna przecież już nie raz pisała podobne scenariusze z golkiperami w roli głównej. Niestety ofiarność do ostatnich sekund okazała się tym razem niewystarczająca i Wisła Kraków mimo zwycięstwa z jedną z najlepszych, europejskich ekip musiała pożegnać się w tym roku ze swoją przygodą w rozgrywkach UEFA.

Po latach wciąż wspomina się wspaniałą postawę Wiślaków w tym rewanżowym spotkaniu. Pokazali oni wówczas naprawdę dobrą piłkę i byli bardzo blisko sprawienia niemałej niespodzianki. Często żałuję się, że wspomniane uderzenie z wolnego Szymkowiaka nie znalazło drogi do bramki. Z drugiej strony, gdyby krakowianie zagrali w podobnym stylu już w pierwszym meczu, to jednobramkowe zwycięstwo być może okazałoby się wystarczające, aby przedłużyć rywalizację, a może nawet pozwoliłoby na coś więcej. Wszystko to są jednak zaledwie domysły. Na murawie ani na moment nie pojawił się najmłodszy w historii laureat Złotej Piłki oraz nagrody Piłkarza Roku FIFA, legendarny Ronaldo. Brazylijski napastnik był świeżo po urazie, a trener nie chciał ryzykować jego odnowieniem w zaciętych zawodach. Można tu użyć przysłowia „co się odwlecze, to nie uciecze”, ponieważ słynny O Fenômeno wystąpił w Krakowie trzy lata później w białej koszulce pewnego hiszpańskiego zespołu… jest to już jednak inna opowieść.

Wisła Kraków - Inter Mediolan 1:0 (1:0)
1:0 Żurawski 4’

Wisła Kraków:
Sarnat - Baszczyński (90’ M. Zając), B. Zając, Głowacki, Kaliciak - Szymkowiak, Moskal, Czerwiec (79’ Pater), Żurawski - Frankowski (74’ Niciński), Moskalewicz

Inter Mediolan:
Fontana - J. Zanetti, Cordoba, Materazzi, Greszko - Okan (81’ Simić), C. Zanetti, Farinos (65’ Di Biagio), Dalmat - Adriano (75’ Ventola), Kallon

Udostępnij
 
5945208